W ostatnich dniach opublikowany został raport
dotyczący rzeczywistego stanu rozbudowy Sił Obronnych Izraela
i ich przygotowania do ewentualnej przyszłej wojny. Raport został
przygotowany przez specjalną podkomisję na zlecenie parlamentarnej
komisji spraw zagranicznych i obrony. Część tego raportu ze
zrozumiałych przyczyn jest utajniona, jednak fragmenty które
zostały upublicznione, wskazują, że komisja wykonała godną pochwały
pracę. Raport ten zawiera wiele niezwykle cennych uwag, spostrzeżeń
i wskazówek, z których niektóre mogą być zrozumiałe jedynie
przez niewielką grupę wojskowych ekspertów.
Jednak część raportu, która została udostępniona
publicznie, jest przeznaczona dla zwykłych ludzi, z których
wielu pragnie uzyskać odpowiedź na niezwykle ważne pytanie:
Jeśli jutro rano wybuchnie wojna, to czy Siły Obronne Izraela
są na nią gotowe?
Możemy przypuszczać, że odpowiedzi na to
pytanie znajdują się w tej części raportu, która jest tajna.
Zapewne zawiera ona wiele precyzyjnie sklasyfikowanych danych
liczbowych, których rzetelna analiza umożliwi ekspertom danie
jasnej odpowiedzi na powyższe pytanie. Jednak część raportu,
która została upubliczniona, nie zawiera już tak jasnej odpowiedzi.
U normalnego czytelnika pojawi się wniosek: To wszystko zależy
od tego, z jaką wojną będziemy mieć do czynienia.
Aby to w pełni zrozumieć, musimy uświadomić
sobie, że Siły Obronne Izraela znajdują się w trakcie
pięcioletniego planu Giedeon, którego celem jest rozbudowa
armii, aby była przygotowana do kolejnej wojny. Plan Giedeon
powstał jako odpowiedź II wojny libańskiej w 2006 r. i operacji
Obronny Brzeg przeprowadzonej w 2014 r. w Strefie Gazy.
Z całą pewnością należy pochwalić wojskowe dowództwo, że uświadomiło
sobie ono liczne braki i niedociągnięcia, które wymusiły sformowanie
nowych wytycznych i nowych celów operacyjnych, które znalazły
się w planie Giedeon. Rzeczywiście, istniała pilna
potrzeba zmienienia strategii armii, aby była ona w stanie stawić
czoła szybko zmieniającym się zagrożeniom.
Okazuje się jednak, że plan Giedeon
został opracowany przez armię i na jej potrzeby, bez uwzględnienia
wszystkich elementów współpracy na szczeblu politycznego dowodzenia.
W praktyce oznacza to, że decyzje podejmowane przez Szafa Sztabu
Generalnego mają zasadnicze znaczenie dla całej armii. Ale okazuje
się, że armia sama gra w szachy. Sama określa zagrożenia, potrzeby
utrzymania zdolności operacyjnej oraz sposoby reagowania na
zagrożenia. Nie ma tutaj miejsca na udział szczebla dowodzenia
politycznego, które ma zwierzchnictwo nad Siłami Obronnymi
Izraela. I gdy nadejdzie krytyczny dzień wybuchu wojny,
władze polityczne zaczną podejmować różne strategiczne decyzje,
które wojsko będzie musiało realizować. A może wówczas się okazać,
że są one całkowicie inne od wcześniejszych założeń sformułowanych
przez armię.
Podczas drugiej wojny libańskiej w 2006 r.
okazało się, że Siły Obronne Izraela nie były przygotowane
na przedłużający się konflikt, który został narzucony przez
polityczne władze państwa. Również w 2014 r. armia nie była
odpowiednio przygotowana na zagrożenia jakie nadeszły ze Strefy
Gazy, w wyniku czego nie mogła odpowiednio szybko reagować zgodnie
z założonym harmonogramem działań. Czy ktoś może zagwarantować,
że Siły Obronne Izraela są dzisiaj odpowiednio dopasowane
do potrzeb i będą zdolne wypełniać rozkazy pionu politycznego
w następnym konflikcie?
Prace nad planem Giedeon rozpoczęto
jeszcze przed wybuchem wojny domowej w Syrii, która od 2011
r. całkowicie zmieniła układ strategicznych sił w regionie.
Największe zmiany nastąpiły w momencie zaangażowania się militarnego
Rosji w ten konflikt, a wszystko wskazuje na to, że zamierzają
oni tam pozostać na dłużej. W rezultacie interwencji Rosji i
Iranu, siły rządowe Assada Baszara zaczęły odzyskiwać kontrolę
nad kolejnymi obszarami Syrii, a na zapleczu powstały rosyjskie
bazy wojskowe oraz wysunięte placówki irańskie.
Aby uniemożliwić dostarczenie do Libanu precyzyjnych
systemów irańskiej lub irańskiej broni, Izraelskie Siły Powietrzne
wielokrotnie przeprowadzały misje bojowe w Syrii. Te rutynowe
naloty były tak częste, że już prawie nikt nie zwraca na nie
uwagi. Syria, Iran i Hezbollah również się nimi zbytnio
nie ekscytują. Dlaczego? Przecież ich celem jest dozbrojenie
Hezbollahu, aby stwarzał on rzeczywiste zagrożenie dla
państwa Izrael. Czy oni nie reagują, ponieważ odstraszania Sił
Obronnych Izraela jest tak silne? Czy też powstrzymuje ich
rosyjski nacisk, wzmocniony obecnością rosyjskich wojsk w Syrii?
Ale odpowiedź może być zupełnie inna.
Być może znaleźli już inną drogę przemytu
broni do Libanu. Granica syryjsko-libańska ma długość 300 km,
a w większości przebiega przez tereny górzyste i zalesiona.
Libańska armia nie jest w stanie sprawować kontroli nad całą
granicą swojego państwa, na czele którego stoi rząd ściśle związany
i popierający Hezbollah. Drogami z Damaszku do Bejrutu
każdego dnia przejeżdżają setki ciężarówek, i nikt nie jest
w stanie skontrolować wszystkich towarów, jakie one przewożą.
Nie ma więc żadnej możliwości, aby uniemożliwić Hezbollahowi
wzmacnianie swojego arsenału morderczych broni. I to wszystko
pomimo nieustających prób izraelskiej armii. Działalność Izraela
koncentruje się na udaremnieniu prób przemytu dla Hezbollahu
precyzyjnych rakiet. Jest to niewątpliwie słuszny i preferowany
cel, na którym koncentruje swoją działalność wywiad i lotnictwo.
Istnieje ogromna różnica między wielkością szkód, jakie mogą
wyrządzić nieliczne precyzyjne rakiety, a wielka ilość masowo
wystrzeliwanych rakiet krótkiego i średniego zasięgu. Izrael
jest małym państwem. Jeśli podczas następnej wojny precyzyjne
rakiety zniszczą elektrownie, dworce kolejowe, zakłady chemiczne,
szpitale, pompownie wody, mosty i drogi to Izrael zapłaci
wielką cenę, oprócz ofiar samej wojny.
Tak więc, Siły Obronne Izraela powinny
koncentrować się na powstrzymaniu Hezbollahu, aby nie
zdołał on wejść w posiadanie precyzyjnych broni. Jednakże eksperci
wojskowi wątpią, czy jest to możliwe do zrealizowania. I jeśli
ktoś teraz wystrzeli rakiety z Libanu, to bardzo szybko doprowadzi
do wybuchu trzeciej wojny libańskiej. W 2006 r. druga wojna
libańska trwała przez 33 dni, podczas których zginęło 121 izraelskich
żołnierzy i 44 cywilów. Po stronie Libanu zginęło 1191 cywilów
i około 700 bojowników Hezbollahu. Była to niezwykle
kosztowna wojna dla Izraela. Siły Obronne Izraela zdają
sobie sprawę, że kolejna wojna nie może trwać tak długo. Nie
można pozwolić na niepotrzebne szkody w infrastrukturze wojskowej
i cywilnej Izraela. A jedynym sposobem zapewnienia, że następna
wojna będzie krótka, jest prowadzenie wojny nie tylko z Hezbollahem,
ale z państwem Liban. Siły Obronne Izraela są zdolne
w ciągu kilku dni zniszczyć infrastrukturę Libanu i w znacznym
stopniu rozbić libańską armię. Ale żadne światowe mocarstwo
nie chce widzieć tak wielkiej klęski i zniszczenia Libanu
dlatego w ciągu tygodnia lub dwóch od momentu wybuchu wojny,
pojawi się silna międzynarodowa presja, aby ogłosić zawieszenie
broni. I to właśnie dlatego Siły Obronne Izraela będą
zmuszone działać niezwykle szybko i bardzo precyzyjnie, by w
ciągu tych kilku dni osiągnąć wszystkie zamierzone cele. To
jest właśnie to, czego potrzebuje Izrael. I zachodnie mocarstwa
muszą o tym dobrze wiedzieć, że jeśli wybuchnie trzecia wojna
libańska, to oznaczać to będzie, że Izrael po prostu nie miał
innego wyjścia.
Kiedy plan Giedeon został wdrożony
w życie, zakładał on rozbudowę izraelskich sił manewrowych,
dla których głównym polem działania miał być Liban i walka z
szyickim Hezbollahem. Plan zakładał więc scenariusz prowadzenia
wojny na jednym froncie, z marginalnym zagrożeniem ze strony
palestyńskiej. I taki scenariusz wojny był ćwiczony podczas
ostatnich największych w historii kraju ćwiczeń wojskowych w
północnym Izraelu. Po ich zakończeniu, dowództwo armii i minister
obrony głośno przekazali mediom wyraźną wiadomość: Izrael jest
w stanie pokonać Hezbollah.
Ale to był błąd. Nie było żadnej potrzeby
chwalenia się swoją własną siłą. Bo nawet jeśli wybuchnie kolejna
wojna, to wróg wiedząc, że przegra, będzie robił wszystko, aby
wojna trwała jak najdłużej wojna trwająca pięć lub więcej
tygodni spowoduje, że Izrael zapłaci ogromną cenę. Tym bardziej,
że obecnie, w każdej chwili może powstać drugi front na syryjskiej
granicy na Wzgórzach Golan. Dodatkowo, Hamas w znacznym
stopniu odbudował już swój arsenał rakietowy w Strefie Gazy,
stwarzając przy tym coraz większe zagrożenie podziemnymi tunelami
terrorystycznymi, z których dobrze wyszkolone samobójcze komanda
mogą wyjść i zaatakować przygraniczne izraelskie społeczności.
Dla armii będzie to oznaczać konieczność prowadzenia wojny na
trzech frontach, a jednocześnie utrzymywać siły na terytoriach
palestyńskich, które również mogą zapłonąć.
Ostatni atak terrorystyczny w Har Adar (wtorek
26 września 2017 r.) zmusza nas do szybkiego wyciagnięcia bolesnych
wniosków. Musimy to zrobić szybko, gdyż atak w którym zginęło
trzech Izraelczyków może zachęcić kolejnych Palestyńczyków do
naśladowania terrorysty i przeprowadzenia podobnych ataków.
A wówczas bardzo szybko może pojawić się kolejny atak na Starym
Mieście Jerozolimy, zmuszając siły bezpieczeństwa do zablokowania
meczetu Al Aksa. A takie zdarzenia pokazały nam ostatnio, że
posiadają zdolność zapalenia całego terytorium palestyńskiego.
Koniecznym jest więc wyciągnięcie wniosków.
Po pierwsze, dostrzegamy, że motywem przeprowadzenia
ataku była głęboka frustracja i poczucie winy o charakterze
osobistym u zamachowca. Nie miały one nic wspólnego z konfliktem
izraelsko-palestyńskim. Będąc pozostawione przez żonę, samotnie
wychowując dzieci, pełen był osobistej rozpaczy i bezsilności.
Wiedział on przy tym, że polityka władz Autonomii Palestyńskiej
hojnie nagradza rodziny pozostawione przez terrorystów męczenników.
Dlatego uznał, że przeprowadzenie ataku jest jedynym skutecznym
sposobem na rozwiązanie osobistych problemów.
Nie jest to pierwszy raz, gdy palestyńscy
terroryści przeprowadzając brutalny atak wyładowują w ten sposób
swoje osobiste i społeczne frustracje. Jednak tym razem mieliśmy
do czynienia z dojrzałym 37-letnim mężczyzną, który posiadał
czworo dzieci. Człowiek ten posiadał zezwolenie na pracę w żydowskim
osiedlu Har Adar i utrzymywał przyjazne stosunki z Izraelczykami
u których pracował. I nagle przemienił się w mordercę. Dlaczego?
Bo zdał sobie sprawę, że dokonując akt terroru przeciwko Izraelczykom,
popełni samobójstwo i stanie się bohaterem narodowym dla Palestyńczyków.
Ale co najważniejsze w tym wszystkim, zapewnił ekonomiczną przyszłość
całej swojej rodzinie, które będzie teraz otrzymywać miesięczne
wynagrodzenie od Autonomii Palestyńskiej. W ten sposób za jednym
razem ubił trzy interesy stał się bohaterem narodowym, zapewnił
ekonomiczną stabilizację rodziny i jako męczennik wszedł do
islamskiego raju.
Po drugie, widzimy, że izraelski wywiad wciąż
musi się jeszcze wiele nauczyć w stosunku do pracy wywiadowczej
prowadzonej w mediach społecznościowych. Kiedyś zbieranie informacji
wywiadowczych z mediów społecznościowych wydawało się science
fiction, ale Szin Bet i Mossad są pionierami w
tej dziedzinie walki. Gdy w październiku 2015 r. w Judei i Samarii
wybuchła fala terroru, odpowiednie komórki agencji bezpieczeństwa
uważnie analizowały media społecznościowe, wyciągając wnioski
i kierując siły bezpieczeństwa do wskazanych osób. W ten sposób
udaremniono wiele ataków terrorystycznych, wyciszając nastroje
i wygaszając falę terroru. Wypracowane wówczas metody inwigilacji
stały się cenną lekcją dla agencji wywiadowczych na całym świecie.
Te niezwykle skuteczne metody zawiodły jednak
tym razem. Terrorysta na krótko przed przeprowadzeniem ataku
wysłał poprzez media społecznościowe wiadomość do żony, która
powinna być dzwonkiem alarmowym dla odpowiednich służb. W jakiś
sposób jednak nikt z operatorów obsługujących zaawansowane środki
obserwacji technologicznej nie dostrzegł tego alarmu. I w rezultacie
terrorysta prześliznął się. I to trzeba poprawić poprawić
metody zbierania profilaktycznych informacji wywiadowczych.
Po trzecie, należy większą uwagę zwrócić
na zapewnienie bezpieczeństwa żydowskim osiedlom w Judei i Samarii.
Osiedla posiadają niewielkie bramy, zwane bramami rolniczymi.
To właśnie one są wykorzystywane przez palestyńskich robotników
pracujących w osiedlach. Doświadczenie ataku w Har Adar mówi,
że należy zapewnić warunki bezpieczeństwa pracownikom ochrony
na tych rolniczych bramach. Muszą mieć oni zapewnioną osłonę
i odpowiednią odległość, aby bezpiecznie przeprowadzić kontrolę
podejrzanych osób, zanim uzyska się pewność, że nie posiadają
one materiałów wybuchowych lub innej broni. Pojawia się tutaj
także kwestia odpowiedniego wyszkolenia strażników i ochraniarzy.
Terrorysta w Har Adar zdążył wystrzelić 13 pocisków, trafiając
cztery osoby, z których trzy zmarły. Jest to bardzo zły wynik,
zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że naprzeciwko niego nie
stali cywile, ale członkowie sił bezpieczeństwa. Dlaczego tak
wolno zareagowali? Dlaczego tak dużo czasu musiało minąć do
neutralizacji zagrożenia? Ten incydent musi być zbadany i muszą
być wyciągnięte wnioski (szkolenia, inne rozmieszczenie funkcjonariuszy
na przejściach oraz ekrany ochronne).
Po czwarte, władze powinny zdawać sobie sprawę,
że większość Palestyńczyków chce normalnie żyć. Taki atak terrorystyczny
nie powinien mieć wpływu na zachowanie zezwoleń na pracę przez
właśnie takich Palestyńczyków. Zezwolenia na pracę są konieczne,
aby umożliwić Arabom normalny rozwój ekonomiczny. Natomiast
działania służb muszą zmierzać w kierunku oddzielenia terrorystów
od pozostałej części palestyńskiej populacji. Dzięki temu Palestyńczycy
nie podejmują decyzji o przeprowadzaniu ataków, gdyż chcą utrzymać
pracę dla siebie i swoich rodzin. A konsekwencją ataku jest
utrata zezwoleń na pracę przez wszystkich członków rodziny terrorysty.
Do tej pory system bezpieczeństwa działał
bez zarzutu na ponad 450 prób ataków terrorystycznych, tylko
dwa były przeprowadzone przez Palestyńczyków posiadających zezwolenia
na pracę (jedna miała stale zezwolenie, a druga tymczasowe).
Jak do tej pory system odróżniania terrorystów od ludności cywilnej
uważany był za skuteczny i pozwalał zmniejszać liczbę ataków.
Ale takie działania prewencyjne i represyjne angażują duże siły,
które nieustannie muszą być gotowe do podjęcia operacyjnych
działań na dużym obszarze Judei i Samarii.
Czy plan Giedeona jest na to wszystko
przygotowany? Czy zakładał on takie scenariusze? Odpowiedzi
na te pytania można znaleźć jedynie w części utajnionej powyższego
raportu. Czytając dostępną część tego raportu, widzimy, że komisja
dostrzegła poważny problem w tym, że w chwili obecnej rząd i
gabinet bezpieczeństwa nie kierują armią. Obecnie wojsko samo
określa zagrożenia i samo podejmuje działania. Komisja dostrzegła
także, że wiele z przyjętych planów operacyjnych nie jest dostosowanych
do rzeczywistej sytuacji w regionie. To właśnie dlatego, z wielką
troską o państwo Izrael, członkowie komisji przygotowali ten
raport. To wszystko dlatego, że Izrael i jego naród muszą być
odpowiednio przygotowani na wielką wojnę.
- Opracowanie na podstawie YnetNews.
|