/09.07.2021/
W minionym tygodniu izraelski premier Naftali
Bennett potajemnie spotkał się z jordańskim królem Abdullahem.
Do spotkania doszło w królewskim pałacu w Ammanie. Niewiele
wiadomo o przebiegu rozmów, poza tym, że Bennett i Abdullah
zgodzili się, że oba kraje muszą naprawić istniejące rozbieżności
w stosunkach wzajemnych i zacieśnić współpracę. Jest to szczególnie
ważne dla Jordanii, która od długiego czasu cierpi na niedostatek
wody. Problemy te pogłębiły się w wyniku suszy, kryzysu gospodarczego
i napływu tysięcy uchodźców z ogarniętej wojną domową Syrii.
W obozach uchodźców na północy Jordanii panuje chroniczny brak
wody, jednak nawet w Ammanie dostawy wody są okresowe. Wszystko
to grozi destabilizacją kraju, a nawet upadkiem monarchi.
Z tego powodu Izrael jest ważnym partnerem
dla króla Abdullaha. W Izraelu od dziesięcioleci wdraża się
nowe technologie wodne, dzięki czemu rozwinięto intensywne rolnictwo
w warunkach pustynnych, a za sprawą zakładów odsalania wody
morskiej uzyskano olbrzymie ilości wody, a komunalne ścieki
są oczyszczane dla potrzeb przemysłu i rolnictwa. Wszystko to
razem sprawiło, że Izrael może się dalej rozwijać.
Zawarty w 1994 r. izraelsko-jordański traktat
pokojowy gwarantuje, że każdego roku Izrael sprzedaje Jordanii
55 mln metrów sześciennych wody. Gdy w Jordanii zaczął narastać
kryzys wodny, Izrael zgodził się w 2010 r. sprzedać kolejnych
10 mln metrów sześciennych wody rocznie. W kwietniu 2021 r.
podpisano umowę na kolejnych 3 mln metrów sześciennych, a obecnie
mówi się o kolejnym kontrakcie na bagatela 50 mln metrów sześciennych
wody rocznie. Taka umowa z pewnością uratowałaby Jordanię. Oczekuje
się, że umowa zostanie sfinalizowana jeszcze przed zaplanowaną
na 19 lipca wizytą króla Abdullaha w Waszyngtonie.
To właśnie dlatego dwa dni temu minister
spraw zagranicznych Jair Lapid oficjalnie odwiedził Jordanię.
Rozmowy dotyczyły sfinalizowania umowy wodnej oraz osobnej umowy
o zwiększeniu poziomu jordańskiego eksportu do Autonomii Palestyńskiej.
W ten sposób Izrael pomógłby jordańskiej gospodarce, a równocześnie
zapewniły pomoc i pewien poziom stabilizacji w Autonomii Palestyńskiej.
Obie te umowy są niezwykle ważne dla Izraela, gdyż działają
na rzecz jego bezpieczeństwa zewnętrznego i wewnętrznego. Z
pewnością nowy rząd Bennetta dąży do poprawy stosunków ze swoim
regionalnym sojusznikiem, postrzeganym jako niezbędny dla bezpieczeństwa
narodowego Izraela. Oczekuje się, że gesty Izraela pomogą Jordanii
zwalczyć problemy gospodarcze i suszę, które zagrażają destabilizacją
kraju.
W tle ukrywa się jednak dużo większa polityka.
Na 19 lipca zaplanowana jest wizyta króla Abdullaha w Białym
Domu. Jordania nie ukrywa swego zaangażowania na rzecz zakończenia
izraelsko-palestyńskiego konfliktu poprzez dwupaństwowe rozwiązanie,
przy czym państwo palestyńskie miałoby powstać w granicach sprzed
1967 r. ze stolicą we wschodniej Jerozolimie. Obecna polityka
Stanów Zjednoczonych również popiera dwupaństwowe rozwiązanie.
Były rząd Netanjahu sprzeciwiał się wszelkim
dwupaństwowym rezolucjom opartym na liniach sprzed 1967 r.,
podczas gdy rząd Bennetta składa się z koalicji partii, z których
jedne popierają, a drugie sprzeciwiają się takiemu rozwiązaniu.
Sam Naftali Bennett jest przeciwny państwu palestyńskiemu, podczas
gdy Jair Lapid je popiera, ale żaden z nich nie chce państwa
palestyńskiego w granicach z 1967 r., ze stolicą we wschodniej
Jerozolimie.
Tymczasem Stany Zjednoczone przeprowadzają
wielki reset swoich wojsk na Środkowym i Bliskim Wschodzie.
Wycofanie amerykańskich wojsk z Afganistanu ukończono już w
90%, a docelowo w tym kraju pozostanie 650 żołnierzy strzegących
ambasady Stanów Zjednoczonych w Kabulu. Jak można się było tego
spodziewać, talibowie niemal natychmiast rozpoczęli wielką ofensywę
i twierdzą, że już kontrolują prawie 80% terytorium Afganistanu.
Do Tadżykistanu uciekają setki żołnierzy afgańskiej armii, którzy
boją się zemsty talibów. Wiadomo, że w miejscowościach zajętych
przez talibów, osoby współpracujące z minionymi władzami otrzymują
dwie godziny na ucieczkę. Potem ich domy są niszczone, a pozostające
na miejscu osoby giną. Aby ratować sytuację, pomoc afgańskiej
armii zaoferowała największa szyicka milicja, która kontroluje
afgańską prowincję graniczącą z Iranem. Eksperci wojskowi wyrażają
jednak pogląd, że w ciągu trzech miesięcy Afganistan może całkowicie
upaść, stwarzając możliwość do ponownego powstania na swoim
terytorium terrorystycznych baz Al-Kaidy i ISIS.
Podobnie wygląda sytuacja w Iraku i Syrii,
gdzie po ograniczeniu liczebności amerykańskich sił, inicjatywę
przyjęły wszelkiego rodzaju milicje. Już teraz mówi się o wypowiedzeniu
przez Iran wojny Amerykanom w Iraku. Na miejscu pozostają tylko
nieliczne amerykańskie siły, a ich bazy coraz częściej są atakowane
przez uzbrojone drony i rakiety. W odpowiedzi Amerykanie przeprowadzili
ostatnio trzydniowe bombardowania pozycji proirańskich milicji.
Taka jednorazowa i ograniczona w skali akcje, nie jest w stanie
niczego zmienić na Bliskim Wschodzie.
W tak skomplikowanych i trudnych okolicznościach,
jordański król Abdullah przyjechał 27 czerwca 2021 r. do Bagdadu,
gdzie spotkał się z irackim premierem Mustafą Al-Kadhimi i egipskim
prezydentem Abdelem Fattahem al-Sisi. Cała trójka ogłosiła zawarcie
porozumienia o współpracy w zakresie transportu irackiej ropy
naftowej, rurociągami z Iraku poprzez Jordanię do Egiptu, skąd
będzie dalej eksportowana do Europy przez Morze Śródziemne.
W ten sposób Jordania i Egipt sprzymierzyły się z Irakiem. Ale
jeśli dostrzeżemy fakt, że Irak znajduje się pod faktyczną kontrolą
Iranu, to dostrzeżemy niepokojącą nową rzeczywistość na Bliskim
Wschodzie - początek współpracy Iranu z Jordanią i Egiptem.
Tak naprawdę eksport irackiej ropy przez Jordanię i Egipt do
Europy, jest po prostu eksportem irańskiej ropy poprzez Irak,
którym rządzi marionetkowy proirański rząd, a jego terytorium
i zasoby kontrolują proirańskie szyickie milicje.
Co ciekawe, jordańskie media państwowe już
teraz zaczęły promować pełną współpracę finansową z Iranem.
Dla jordańskiej opinii publicznej jest to takim samym szokiem,
jak 40 lat temu w Egipcie, gdy ówczesny prezydent Anwar Sadat
zaskoczył wszystkich Egipcjan ogłaszając pokój z Izraelem.
Jordański rząd twierdzi, że współpraca z
Iranem może wydobyć kraj z kryzysu. Wskazuje się przy tym na
irańskich szyickich pielgrzymów, którzy mają odwiedzać południową
wieś Kerak (120 km na południe od Ammanu), aby odwiedzić sanktuarium
Jaffara Ibn Abu Taleba (kuzyn proroka Mahometa, który zginął
w walce z Cesarstwem Bizantyjskim w Kerak, a jego sanktuarium
jest uważane za najświętsze dla wiary szyickiej). Poza tym jordańska
prasa zaczęła mówić o irańskiej propozycji budowy lotniska w
Kerak. Sam król Abdullah udał się z wizytą do Kerak, aby promować
i legitymizować przyszłe wizyty szyickich pielgrzymów z Iranu.
W ten sposób szyityzm zaczął być promowany w Jordanii, podobnie
jak jest to od dłuższego czasu czynione w Iraku, Syrii i Libanie.
W ten sam sposób promowane są idee irańskiej Rewolucji Islamskiej.
3 lipca b.r. jordańska telewizja nadała program,
w którym prelegenci stwierdzili, że przyjazdy irańskich pielgrzymów
do Jordanii nie będą stanowić żadnego niebezpieczeństwa, a skorzysta
na tym lokalna branża turystyczna.
Nie ma wątpliwości, że Jordania boryka się
z poważnymi trudnościami finansowymi z powodu pandemii, korupcji,
złego zarządzania, braku zasobów naturalnych, w tym braku wody.
Król Abdullah wierzy, że otwarcie drzwi szyitom uratuje jego
kraj przed upadkiem. Ale będzie to miecz obosieczny i Jordania
zacznie pogrążać się w ciemnościach, podobnie jak Liban, Syria,
Irak i Jemen. Jeśli chodzi o Izrael, dla niego pojawiają się
zupełnie nowe zagrożenia, i stąd aktywność dyplomatyczna by
ratować Jordanię i stabilizować cały region.
- Opracowanie na podstawie The Jerusalem
Post .
|