W dniu 8 listopada 2016 r. w Stanach Zjednoczonych
odbyły się wybory prezydenckie. Zakończyła się kampania przedwyborcza,
jakiej nigdy w przeszłości jeszcze nie widzieliśmy. Koncentrowała
się ona na takich kwestiach jak molestowanie seksualne, korupcja,
rasizm i przejawy antysemityzmu. Nawiasem mówiąc, Izrael nie
był w niej kluczowym zagadnieniem. Nawet nie był marginalnym
problemem. W takich okolicznościach było to dobrą rzeczą. Dlaczego?
Dlatego, że podczas tej kampanii było bardzo niewiele rzeczowej
i prawdziwej dyskusji. Lepiej więc, że prawie wogóle nie poruszano
problematyki Izraela.
To, co obecnie dzieje się w Stanach Zjednoczonych
jest wyraźnym odbiciem licznych skomplikowanych procesów zachodzących
w zachodnich społeczeństwach. Zachodnie demokracje zmagają się
z problemem znalezienia odpowiedzi na trudne pytania - o własną
tożsamość narodową, o solidarność, o wspólny etos, miejsce religii
w społeczeństwie i wiele innych tematów. Wszystko to razem ukazuje
obraz głębokiego pęknięcia istniejącego w zachodnich demokracjach.
Jest ono najmocniej widoczne w europejskich państwach. Można
śmiało powiedzieć, że jest to wynik nasilającej się walki pomiędzy
starym, skorumpowanym i zgniłym establishmentem, a nowymi siłami,
które śmiało i odważnie posługują się demagogią oraz populistycznymi
hasłami w polityce.
W Wielkiej Brytanii nie dawno odbyło się
referendum, i większość osób biorących w nim udział zadecydowała
o wyjściu tego państwa ze struktur Unii Europejskiej. Brexit
wydaje się nieunikniony, chociaż jego data oraz skutki tej decyzji
są niezwykle trudne do przewidzenia. W innych europejskich państwach
widać postępujący upadek starych partii politycznych, których
miejsce zajmują radykalne prawicowe ugrupowania polityczne.
Podobna walka była widoczna podczas kampanii wyborczej w Stanach
Zjednoczonych - Clinton przeciwko Trumpowi. I podczas tej kampani
odbyły się dysputy, na których padło wiele brzydkich słów oraz
liczne wzajemne oskarżenia. To wszystko jest odbiciem narastającego
konfliktu i trudności w znalezieniu odpowiedzi na trudne pytania.
Pytania te nie mają łatwych odpowiedzi - a wszystkie zachodnie
demokracje będą musiały zmierzyć się z tym konfliktem i znaleźć
własne odpowiedzi oraz rozwiązania.
Do tej pory większość europejskich państw
szukało uproszczeń i próbowało naśladować Stany Zjednoczone.
Sprawdzało się to przez kilka ostatnich dekad. Jednak napływ
wielkiej fali uchodźców, wzrost liczby imigrantów spowodował
wielkie przeobrażenie się społeczeństw zachodniej Europy. Narodowe
państwa na naszych oczach przekształcają się w wielonarodowe
i wielokulturowe społeczeństwa. W Stanach Zjednoczonych proces
ten dokonał się już dawno temu, tworząc po wielu wstrząsach
i krwawej wojnie domowej, otwarte oraz pluralistyczne społeczeństwo,
które obecnie sprawnie funkcjonuje w strukturach nowoczesnego
państwa. Stany Zjednoczone są supermocarstwem. System ten sprawnie
funkcjonował zwłaszcza wtedy, gdy napływający do Ameryki imigranci
pochodzili z Polski, Rosji, Włoch, Anglii i Niemiec. I wypracowano
porządek prawny, w którym używanie niektórych słów było niedozwolone,
było zabronione, lub politycznie niepoprawne. Jednak wraz ze
zmianą ogólnoświatowej sytuacji, następowała zmiana zagrożeń.
I amerykańska poprawność polityczna przestała nadążać za szybko
zmieniającą się rzeczywistością, w której przyszło żyć Zachodowi.
Prezydent Barack Obama osiągnął szczyt niedostosowania, gdy
w swoim zaślepieniu wzbraniał się przed użyciem słowa "islamski
terror". Nie użył go, gdyż obawiał się, że ktoś może poczuć
się nim urażony...
Narastającą frustrację społeczeństwa amerykańskiego
wykorzystał Donald Trump, i bardzo szybko został nominowany
przez Partię Republikańską. Stał się on ustami niezadowolonej
części społeczeństwa, zyskując głosy większości białych ewangelików
i katolików. Wygrana jest zwycięstwem amerykańskiego izolacjonizmu,
próbą przywrócenia amerykańskiej tożsamości i zachowania tradycyjnych
wartości, które jednoczyły Amerykanów przy wspólnych ideach
demokracji i równości.
Niezwykłą rzecz dostrzegamy przy tym po drugiej
stronie kampanii wyborczej. Jednym z głównych darczyńców Hillary
Clinton był anty-izraelski miliarder George Soros. Człowiek
ten stał się znany we wrześniu 1992 roku, gdy dokonał spekulacji
przeciwko brytyjskiemu funtowi szterlingowi. W spekulacje zaangażował
10 mld dolarów, grając na zniżkę kursu funta. Zmusiło to Bank
Anglii do wycofania funta z Mechanizmu Kursów Walutowych, a
Soros zarobił około 1 mld dolarów. Nazwano go "człowiekiem,
który złamał Bank Anglii". W 1997 roku Soros podobnie zaatakował
walutę Malezji, doprowadzając do azjatyckiego kryzysu finansowego.
Ten niezwykle kontrowersyjny człowiek wzbogacił się na finansowych
spekulacjach, jednak z drugiej strony przyznaje, że obecny system
finansowy szkodzi rozwojowi krajów rozwijających się. Soros
z pochodzenia jest węgierskim Żydem, a do tego zagorzałym przeciwnikiem
Izraela. W 2003 roku na Forum Żydowskim w Nowym Jorku powiedział:
"W Europie odradza się antysemityzm. Przyczyniła się do
tego polityka administracji Busha i administracji Szarona ...
Jestem krytyczny wobec tych polityków ... Jeśli uda się nam
zmienić ten kierunek, to antysemityzm będzie malał. Ale nie
widzę sposobu, w jaki można by go bezpośrednio zmniejszyć ...
Jestem bardzo zaniepokojony swoją własną rolą, ponieważ antysemityzm
utrzymuje, że Żydzi rządzą światem ... jako niezamierzony skutek
moich działań ... ja również przyczyniłem się do tego obrazu."
Soros stał się częścią ruchu działającego na rzecz delegitymizacji
Izraela. Wspierał działania mające na celu osłabienie wsparcia
Stanów Zjednoczonych dla Izraela. Finansował kampanie medialne
na rzecz odsunięcia poparcia amerykańskiej opinii publicznej
od Izraela. Finansował izraelskie opozycyjne ugrupowania polityczne,
które używając retoryki obrony praw człowieka realizowały odmienne
cele polityczne.
Ten kontrowersyjny miliarder był również
jednym z problemów poruszanych podczas referendum Brexitu. Soros
był zwolennikiem koncepcji "otwartego państwa" i wpisywał
się ze swoimi argumentami we frakcję popierającą pozostanie
Wielkiej Brytanii w strukturach Unii Europejskiej. A Unia Europejska
podjęła decyzje o znoszeniu granic, a następnie wpuściła na
swoje terytorium tysiące uchodźców z Afryki i Azji. W brytyjskim
referendum, po drugiej stronie dyskusji stanęli niezadowoleni
i sfrustrowani ludzie, którzy opowiedzieli się za przywróceniem
i utrzymaniem tradycyjnych brytyjskich wartości oraz narodowej
tożsamości. Czynnik osoby Sorosa, który dorobił się majątku
na spekulacjach finansowych, zapewne odegrał w tych dysputach
nie małą rolę.
Spory toczące się wówczas w Wielkiej Brytanii
są dokładnie tymi samymi sporami, jakie obecnie dotykają inne
europejskie państwa. Cała Unia Europejska stoi w obliczu poważnego
kryzysu. Bruksela jest tak samo skorumpowana jak Waszyngton.
I coraz więcej osób jest tego świadomo, a co ważniejsze, coraz
więcej osób zaczyna się temu otwarcie przeciwstawiać. Początek
europejskiego buntu rozpoczął się na Węgrzech, gdzie w maju
2010 roku premierem został Viktor Orban - przywódca Węgierskiej
Partii Obywatelskiej (Fidesz). Jest to narodowa, konserwatywna
i eurosceptyczna partia polityczna. I ponad rok temu, Victor
Orban odmówił przyjęcia dyktatu Unii Europejskiej w sprawie
limitu przyjęcia imigrantów na terytorium Węgier. W konsekwencji
na Węgrzech wybudowano barierę graniczną i powstrzymano niekontrolowany
przepływ uchodźców. Politycy zachodniej Europy okrzyknęli Orbana
rasistą, jednak o dziwo, w ciągu kilku miesięcy prawie wszystkie
państwa Unii Europejskiej przyjęły podobną politykę wobec imigrantów.
Ale uzewnętrznienie się tego narastającego
kryzysu stało się najbardziej widoczne podczas kampanii wyborczej
w Stanach Zjednoczonych. Dyskusje przeobrażały się w spektakle
wzajemnych obelg i niewłaściwych dla polityków słów. Clinton
i Trump w wielu momentach nawet nie usiłowali przedstawiać poważnego
stanowiska na dane zagadnienie. Wybierali chaotyczne, populistyczne
zagrania, aby podważyć autorytet przeciwnika i zyskać głosy
w wyborach. A przecież zwolennicy konserwatywno-narodowej polityki
oraz zwolennicy liberalnej polityki zasługiwali na dużo bardziej
poważne dysputy. Wybierali przecież prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Wkrótce coś podobnego zobaczymy we Francji.
I kolejni kandydaci będą populistycznymi hasłami zyskiwać poparcie
niezadowolonego i sfrustrowanego społeczeństwa. Oczywiście,
nie inaczej dzieje się także w Izraelu. Tam również toczy się
spór między zwolennikami społeczeństwa otwartego i państwa wszystkich
obywateli, a zwolennikami państwa narodowego. Co ciekawe, ci
pierwsi otrzymują wsparcie finansowe od wzmiankowanego wcześniej
Sorosa, który wspiera także podobne organizacje w całej Europie.
Ale możemy przypuszczać, że to tylko początek wielkich wydarzeń,
które są przed nami w Europie i na całym świecie. Warto jednak
nabrać do nich pewnego dystansu i podjąć próbę szerszego spojrzenia
na wielką skalę wewnętrznych kryzysów, pęknięć i napięć społecznych,
oraz kolejne fazy kryzysu finansowego. Wszystko to razem tworzy
obraz zbliżających się wielkich wstrząsów społecznych, które
przyniosą wielkie zmiany.
Rynki finansowe obawiają się zwycięstwa Trumpa.
Eksperci obawiają się globalnego chaosu politycznego i ekonomicznego.
Wszystko to razem tworzy wielką niepewność wśród inwestorów.
Szef jednego z banków inwestycyjnych w Chicago powiedział: "Inwestorzy
nie wiedzą, co Trump ma zamiar robić; jego polityka jest niejasna,
a zachowania są kapryśne." To właśnie dlatego inwestorzy
nastawiają się na dalsze spadki na światowych giełdach. Trump
w swoich wypowiedziach groził zerwaniem umów o wolnym imporcie
z takich krajów jak Meksyk lub Chiny. Z pewnością nieprzemyślane
kroki w tych dziedzinach, przyniosłyby wiele szkód i osłabiły
i tak niewielki globalny wzrost gospodarczy. Niepewność nie
służy gospodarce i nie służy emocjom ludzi. Dlatego z pewnością
będziemy świadkami wielu niezwykle emocjonujących wydarzeń w
niedającej się określić przyszłości.
- Opracowanie na podstawie YnetNews.
|