[Elwood McQuaid -
z materiałów BIM nr.1/1997]
Niesławny incydent wokół tunelu w Jerozolimie,
który przyniósł ponad 70 ofiar śmiertelnych i wielu rannych,
wstrząsnął posadami bliskowschodniego procesu pokojowego. Jak
było do przewidzenia, zachodnie media ruszyły do ataku, przedstawiając
Izrael jako prącego do wojny agresora, bezdusznie depczącego
prawa Palestyńczyków. Dołączyły do nich ONZ i światowi przywódcy,
oskarżając Jerozolimę o obrażanie uczuć wszystkich miłujących
pokój na świecie. Główny zarzut dotyczył tego, iż otwarcie przez
Żydów tunelu na ulicy Via Dolorosa, w Starej Jerozolimie, stanowi
poważne zagrożenie dla fundamentów meczetu Al-Aksa, a być może
jeszcze poważniejsze dla samej Kopuły Skały. Główny komentator
ABC News, Peter Jennings, donosił: "Muzułmanie mówią, że
tunel ten biegnie pod terenem, który jest ich własnością i nazywają
to zbrodnią przeciwko islamowi", zaś Washington Post komentował
napastliwie: "Nie można się dziwić gwałtownym reakcjom, wywołanym
przez machinacje Izraela wokół terenu pod meczetami Al-Aksa
i Kopułą Skały". W ujęciu mediów, owe "gwałtowne reakcje"
sprowokowane przez żydowską "zbrodnię przeciwko islamowi"
przerodziły się w spontaniczne demonstracje, które zakończyły
się przelewem krwi. A więc, przez otwarcie wejścia do tunelu
Izrael kolejny raz ujawnił swoją żądzę deptania praw niewinnych
i bezbronnych Palestyńczyków. (...) Sprawa ma się jednak inaczej.
Incydent z otwarciem tunelu w Jerozolimie tak naprawdę rzuca
światło na moralne i intelektualne zepsucie liczących się komentatorów
wpływowych mediów, bardziej zajętych propagandą niż przedstawianiem
faktów. Ośmielam się tak twierdzić bez żenady, bo w tym akurat
konkretnym przypadku fakty są od dawna dobrze znane.
ŻADNEGO ZAGROŻENIA DLA MECZETÓW
Wspomniany tunek jest w rzeczywistości wąskim
przejściem, biegnącym wzdłuż fundamentów Muru Zachodniego, poza
terenem Wzgórza Świątynnego, i każdy, nawet zachodni żurnalista,
pobieżnie tylko znający to miejsce, wie od lat, że nie stanowi
on żadnego zagrożenia dla niczego, co znajduje się na planie
dawnej Świątyni. Zaś samo wejście do tunelu zrobiono na ulicy
Via Dolorosa, czyli tak daleko od Al-Aksa, jak jest to w granicach
Starej Jerozolimy w ogóle możliwe. Ludzie są zdziwieni dowiadując
się, że arabscy właściciele sklepów znajdujących się w pobliżu
owego wejścia do tunelu są z tego powodu zachwyceni. Pewien
palestyński handlarz powiedział: "Dla nas to dobrze. Nie
ma w tym żadnego zagrożenia dla meczetów. Ten tunel jest dla
turystów - teraz będzie ich tu więcej."
TO NIE BYŁY SPONTANICZNE REAKCJE
Demonstracje wokół tunelu, nazwane przez
niektórych mini-intifadą, były wydarzeniem starannie wyreżyserowanym.
Zaczęło się od spuszczania przez islamskich bojówkarzy kamieni
i odłamków skalnych na uczestników nabożeństw przy Murze Zachodnim
(Ściana Płaczu). Każdy odwiedzający Wzgórze Świątynne, który
obejrzy to miejsce zorientuje się od razu, że żadne grupa ludzi
nie mogłaby ani zebrać tylu kamieni, ani zgromadzić się w tak
dużej liczbie, ani zaatakować tych, zebranych poniżej, bez wiedzy
władz arabskich, odpowiedzialnych za utrzymanie spokoju w muzułmańskich
świętych miejscach. To po prostu niemożliwe. Napastnicy, rzucający
bomby zapalające, które zabiły sześciu Izraelczyków w małej
religijnej enklawie Nablus, paląc w tym samym czasie ich modlitewniki,
to nie była grupka podekscytowanych nastoletnich "kamieniarzy".
Ludzie ci, podobnie jak i inni - na Zachodnim Brzegu czy w strefie
Gazy - wszyscy wypełniali pewną misję.
JEDNOSTRONNE PRZEDSTAWIANIE FAKTÓW
Około rok temu muzułmanie rozpoczęli budowę
nowego meczetu na terenie Wzgórza Świątynnego w miejscu znanym
jako Stajnie Salomona, mimo iż w rozmowach rządu Rabina-Peresa
z muzułmańskim wakfem na temat wykorzystania tego miejsca na
modły w czasie Ramadanu nie uzgodniono nic ponad to, że wierni
będą mogli tam się modlić w czasie dni deszczowych. Kiedy Arabowie
zaczęli budowę obszernego meczetu, będącego prawdziwym zagrożeniem
dla znajdujących się pod Wzgórzem Świątynnym zabytków starożytnej
sztuki żydowskiej, wydano sądowy nakaz przerwania tej nielegalnej
budowy. Islamscy oficjele zignorowali jednak ten nakaz, kontynuując
budowę obszernego domu modlitwy, który ma tam zostać na stałe.
Ten nowy meczet został zresztą zlokalizowany w bezpośrednim
sąsiedztwie meczetu Al-Aksa. W tym wypadku media nie zaprotestowały
nawet słówkiem przeciwko bezczeszczeniu przez muzułmanów świętych
miejsc żydowskich. Ciekawe, czy reporterzy bliskowschodni w
ogóle wiedzą, że żydowskie zabytki pod kamiennymi płytami Wzgórza
Świątynnego, na których stoją muzułmańskie meczety, pochodzą
z kolejnych Świątyń Izraela. Żydzi nie podnieśli z tego powodu
rąk na muzułmanów, poprzestając na wyrażeniu swego zaniepokojenia.
UKRÓCENIE TERRORU
W miarę tego, jak prawda zaczęła wychodzić
na jaw, dziennikarze, którzy najwięcej "nagrzeszyli"
czując, że to nadszarpnęło ich zawodową wiarygodność, złapali
się swego żelaznego tematu - rozpisując się na temat uczucia
frustracji. W rozumieniu liberalnych mediów chodziło tu oczywiście
o frustrację Palestyńczyków z powodu niechęci ze strony nowej
administracji izraelskiej nagradzania nieprzejednania Arabów
kolejnymi zdobyczami terytorialnymi. Nagłaśniano tutaj dwie
sprawy: (1) poważne ograniczenia ruchu dla Palestyńczyków na
Zachodnim Brzegu i w strefie Gazy; (2) odmowę premiera Netaniahu
wycofania się z Hebronu bez uzyskania gwarancji bezpieczeństwa
dla mieszkających tam Żydów. A przecież zamknięcie Zachodniego
Brzegu i strefy Gazy dla Palestyńczyków było bezpośrednim następstwem
ataków terrorystycznych, które pochłonęły wiele istnień żydowskich.
Przywódcy palestyńscy swego czasu zobowiązali się do utrzymania
w ryzach dwóch głównych organizacji terrorystycznych, odpowiedzialnych
za większość ataków na Żydów - Hamas i islamski Dżihad. Jasser
Arafat otrzymał prawo posiadania dobrze uzbrojonej policji palestyńskiej,
aby tego właśnie dopilnować. Nie zostało to jednak osiągnięte
w stopniu, który dawałby Izraelczykom pewność, że pasażer jadący
z nimi tym samym autobusem nie jest mieszkańcem Gazy, który
wsiadł do niego z zamiarem morderstwa lub innej zbrodniczej
akcji. To prawda, że tragedią jest fakt, iż rodziny arabskie
pozbawione są środków do życia, gdyż ich żywiciele nie mogą
dojechać do pracy. Ale istnieje proste rozwiązanie tej kwestii,
które nie zmieniło się wraz ze zmianą rządu izraelskiego: Palestyńczycy
powinni powstrzymać swoich ludzi od zabijania Żydów. Zgodnie
z porozumieniem z Oslo, Arafat miał prawo stworzenia dobrze
uzbrojonej policji w liczbie 20 tys ludzi - powołał pod broń
30 tysięcy. Obecnie ocenia się, że te paramilitarne oddziały
są prawdopodobnie nawet i dwa razy liczniejsze w stosunku do
danych oficjalnych. Dla premiera Netaniahu stanowi to niezwykle
poważny problem, ponieważ "policji" Arafata zdarzyło się już
użyć broni przeciwko siłom zbrojnym Izraela. Co się stanie,
jeśli w przyszłości coś dużo poważniejszego niż drzwiczki w
murze sprowokuje ich do kolejnego użycia broni? W Hebronie,
gdzie tkwią korzenie judaizmu, żyje około 85 tys. Arabów. W
mieście tym mieszka też 600-700 pobożnych Żydów, głęboko wierzących
w swoje prawo do życia w miejscu, otaczanym szacunkiem już przez
Abrahama i króla Dawida. Ludziom tym trzeba zapewnić bezpieczeństwo,
a premier nie może w tej kwestii podjąć najmniejszego nawet
ryzyka, gdyż w Hebronie wolno mu będzie pomylić się tylko raz.
W roku 1929 Żydzi mieszkający w Hebronie zostali brutalnie zaatakowani
przez Arabów, którzy chcieli w ten sposób doprowadzić do likwidacji
żydowskiej społeczności w tym miejscu. Owocem tych ataków było
67 ofiar śmiertelnych i 60-ciu rannych wśród mężczyzn, kobiet
i dzieci. Beniamin Netaniahu dobrze wie, że coś podobnego może
się powtórzyć. I choć nie obiecuje on niczego, co byłoby odejściem
od tego, co już zostało w tej sprawie uzgodnione, uważa on,
że potrzebne są pewne strategiczne posunięcia, które upewnią
wszystkich Izraelczyków - nie tylko tych mieszkających w Hebronie
- że w następne milenium wejdą bez bagażu nowych ofiar żydowskich.
|