"SZYICKI  PÓŁKSIĘŻYC"   (2004-2007)



  -  Czasy i fakty

      -  "Szyicki półksiężyc"




 




Rok 2004 w Iraku przyniósł postępującą destabilizację wewnętrzną i wybuch szyickiego powstania. Osiągnięte porozumienie przyniosło zawieszenie broni i dało czas potrzebny do zorganizowania wyborów powszechnych w Iraku. Sytuacja w kraju była jednak niezwykle skomplikowana, a liczba zmiennych nieskończenie wielka. Wszystko dodatkowo komplikował fakt, że sąsiedni Iran coraz odważniej ingerował w wewnętrzne sprawy Iraku, a jego wpływy na irackich szyitów były już otwarcie widoczne.

Irańczycy dobrze rozumieli, że mogą w pokojowy sposób przejąć kontrolę nad Irakiem. Nie trzeba było prowadzić żadnej wojny. Wystarczyło tylko, aby iraccy szyici odnieśli zwycięstwo w demokratycznych i powszechnych wyborach, a następnie utworzyli zdominowany przez szyitów rząd w Bagdadzie. W ten sposób zachodnia demokracja umożliwiłaby ekspansję islamskiej rewolucji w regionie Zatoki Perskiej.

Dlatego w bardzo krótkim czasie Irańczycy przeszli od pomysłu do czynu. Za milczącą zgodą duchowego przywódcy irackich szyitów ajatollaha Alego al-Sistaniego, zasugerowano Irakijczykom, że szyicki islam dąży do utworzenia jeden arabskiego narodu, który będzie posiadał jedną muzułmańską wiarę. W ten sprytny sposób łączono pan-islamizm z pan-arabizmem. Pan-islamizm był charakterystyczny dla Islamskiej Republiki Iranu i dążył do zjednoczenia wszystkich muzułmanów w jednym islamskim państwie (kalifacie) rządzonym przez islamskich duchownych. Tymczasem w Iraku bardzo mocno zakorzeniony był typowy arabski nacjonalizm, który głosił, że Arabowie są jednym narodem i wszyscy Arabowie powinni zjednoczyć się w sprzeciwie przeciwko zachodnim wpływom i władzom. Teraz te obie koncepcje mogły się połączyć w Iraku, do czego zachęcano wyborców. Nowy islamski rząd Iraku mógł utrzymywać dobrą współpracę z Islamską Republiką Iranu, posiadając wspólnie wielki potencjał oddziaływania na sąsiednią Syrię, tym bardziej, że w położonym jeszcze dalej Libanie działała potężna szyicka milicja Hezbollah. Inne duże społeczności szyickie znajdowały się także w Afganistanie, Azerbejdżanie, Turcji, Kuwejcie, Arabii Saudyjskiej, Bahrajnie, Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Jemenie, a także w Pakistanie i Indiach. Wszystkie one mogły połączyć się w celu realizacji jednej wizji.

Ze zrozumiałych powodów budziło to niepokój wśród sunnickich muzułmanów. Pod koniec 2004 roku jordański król Abdullah II użył nawet terminu "szyicki półksiężyc". Odnosił się on do terenów rozciągających się łukiem od Iranu poprzez Irak i Syrię aż do Libanu. Cały ten obszar był poddany intensywnym irańskim wysiłkom zmierzających do uzyskania przez szyitów przewagi, przejęciu władzy, a następnie uzyskaniu zupełnej kontroli. Z punktu widzenia sunnitów, ten "szyicki półksiężyc" zagrażał bezpieczeństwu całego regionu.

----- WYBORY W IRAKU -----

Tymczasem 31 stycznia 2005 roku w Iraku przeprowadzono wybory powszechne. W intencji Stanów Zjednoczonych miały być one pierwszym krokiem przekazywania Irakijczykom władzy nad swoim krajem. W drugim kroku Amerykanie zamierzali rozpocząć wycofywanie swoich wojsk i przekazać odpowiedzialności za Irak w ręce irackich sił bezpieczeństwa.

Sprawa wyborów była jednak bardzo trudna, ponieważ społeczeństwo Iraku w 65% składało się z szyitów. Zaangażowanie się Iranu spowodowało, że szyici w Iraku rozbudzili się politycznie, w wyniku czego wynik wyborów był łatwy do przewidzenia. Wygrały dwie szyickie partie polityczne, a silną reprezentację w rządzie zdobyli także Kurdowie. Prezydentem został kurdyjski polityk Jalal Talabani (1933-2017), a premierem Ibrahim al-Jafari. W sposób zrozumiały sunnicka społeczność była niezadowolona z przyjęcia zachodnich zasad demokracji, które ich praktycznie całkowicie odsuwały na margines życia społecznego. Dlatego sunnici zbojkotowali wybory i zagrozili wybuchem nowej fali przemocy. Przywódca irackiej al-Kaidy, Abu al-Zarkawi powiedział: "Zadeklarowaliśmy zaciekłą wojnę z tą złą zasadą demokracji i tymi, którzy podążają za tą błędną ideologią. Każdy, kto próbuje pomóc w ustanowieniu tego systemu, jest jego częścią." Wyjaśnił również, że al-Kaida sprzeciwiła się wyborom w Iraku, ponieważ doprowadziły one do zdominowania rządu przez szyitów. Twierdził, że "szyici dążą do rozpowszechniania swojej złej wiary wśród ludzi poprzez pieniądze i strach". Pomimo tych wszystkich gróźb, następne miesiące w Iraku przebiegły stosunkowo spokojne, a Amerykanie rozpoczęli przygotowania do wycofania części swoich wojsk.

Ten względny spokój został przerwany przez atak terrorystyczny na więzienie Abu Gharib (2 kwietnia 2005 r.). Został on uznany za największy skoordynowany atak na amerykańską bazę wojskową od czasu wojny w Wietnamie. Był on wielkim zaskoczeniem, tym większym, że więzienie Abu Gharib znajdowało się w sąsiedztwie największej amerykańskiej bazy wojskowej w Iraku. To tylko pokazywało jak wielką determinację i odwagę posiadali napastnicy. Wszelkie nadzieje na szybkie zakończenie powstania i wycofanie amerykańskich wojsk zostały przerwane w maju, który był najkrwawszym miesiącem od czasu inwazji na Irak. Przez cały kraj przetoczyła się fala samobójczych zamachów bombowych wymierzonych najczęściej w szyickie zgromadzenia lub szyickie obiekty sakralne. Latem walki religijne wybuchły z pełną intensywnością, a amerykańskie siły podjęły próbę uszczelnienia granicy iracko-syryjskiej, aby przeciwdziałać napływowi do sunnickich ochotników werbujących się do Al-Kaidy w Iraku.

----- ZMIANA RZĄDÓW W IRANIE -----

W między czasie w Iranie również trwały przygotowania do wyborów. W Iranie nie było jednak nawet najmniejszych możliwości na przeprowadzenie demokratycznych wyborów. Rada Strażników rewolucji islamskiej weryfikowała wszystkich kandydatów i zakazała tysiącom z nich wzięcia udziału w wyborach. Powodem odrzucenia zazwyczaj było nie spełnienie kryteriów czystości ideologicznej islamu. W ten sposób z list wyborczych usunięto niemal wszystkich kandydatów wywodzących się reformistycznego nurtu Frontu Islamskiego Iranu. Grupa reformistycznych parlamentarzystów była tym faktem oburzona i zagroziła nawet zbojkotowaniem wyborów oraz zrezygnowaniem ze swoich mandatów poselskich. Ich protesty jednak nic nie zmieniły. Rada strażników realizowała wytyczne islamskiego duchowieństwa, które w porozumieniu z ajatollahem Chameneim miało pewną wizję polityki Iranu. Teraz należało wybrać odpowiedniego człowieka do realizacji tej wizji. Na wybór konkretnego człowieka nie miano już wpływu. Utorowano jednak drogę do zwycięstwa frakcji konserwatywnej, a wybory ujawniły przy tym głęboki rozłam między radykalnym i umiarkowanym skrzydłem irańskiego ruchu reformacyjnego.

W czerwcu 2005 roku nowym prezydentem Iranu został Mahmoud Ahmadineżad (ur. w 1956 r.). Pomimo faktu, że był burmistrzem Teheranu, nie był on nikomu dobrze znany. Jego hasło kampanii wyborczej brzmiało: "Jest możliwe i możemy to zrobić". Odnosiło się to do perspektyw przeprowadzenia wielu reform społecznych, których celem miało być poprawienie warunków życia najbiedniejszych Irańczyków. Podkreślał on przy tym swój skromny styl życia i przekonywał, że pragnie stworzyć "przykładny rząd dla ludzi w Iranie". Sposobem do osiągnięcia tego celu miało być przeznaczenie wpływów z ropy naftowej na liczne programy socjalne. A wpływy były bardzo wysokie, gdyż większość sankcji nałożonych na Iran został złagodzona i rząd Ahmadineżada dysponował budżetem 275 mld dolarów (był najwyższy w historii Iranu).

Jednak najwyższą władzę w Islamskiej Republice Iranu sprawował ajatollah Ali Chamenei, i Ahmadineżad zaraz po zatwierdzeniu swojej prezydentury ucałował jego rękę, okazując w ten sposób swoją całkowitą lojalność wobec islamskich duchownych. W żaden sposób nie zmieniło to zakresu władzy prezydenckiej, która przez długi czas nadal była ograniczona wyłącznie do spraw gospodarczych.

Ahmadineżad rozpoczął swoje rządy od usunięcia wszystkich doradców poprzednika. Następnie rozpoczęto wdrażanie obietnic złożonych podczas kampanii wyborczej. Przez pierwsze cztery lata korzystano przy tym z owoców reform gospodarczych przeprowadzonych przez poprzedników, dzięki czemu wciąż spadała inflacja i bezrobocie, a rosnące PKB sprawiało wrażenie dobrze rozwijającej się gospodarki. W rzeczywistości jednak populistyczna polityka doprowadziła od nadmiernego wzrostu wydatków budżetowych (wzrost o 25%). Wprowadzono państwową kontrolę cen, a dotacje w sztuczny sposób utrzymywały ceny żywności i benzyny. Dekret prezydencki obniżył stopy procentowe poniżej stopy inflacji. Niezamierzonym skutkiem takiej stymulacji gospodarki było dwu lub trzykrotne podbicie cen nieruchomości, co najmocniej zaszkodziło najbiedniejszym Irańczykom. W ten sposób najbardziej ucierpieli najważniejsi beneficjanci populistycznej polityki Ahmadineżada, tylko, że tak naprawdę, oni nawet nie rozumieli, co było przyczyną pogarszającego się ich statusu materialnego. Do takich rezultatów doprowadził populizm w gospodarce. Pomimo to prezydent kontynuował swoje działania, coraz bardziej rozszerzając państwowy interwencjonizm. W sztuczny sposób utrzymywano ceny towarów, usług, a nawet zaproponowano wzrost wynagrodzeń pracowników o 40%.

W czerwcu 2006 roku grupa pięćdziesięciu irańskich ekonomistów napisała list do prezydenta, krytykując jego interwencjonizm w ceny rynkowe i ostrzegając przed skutkami kontynuowania takiej polityki. Ahmadineżad ostro odpowiedział na ten list, potępiając jego autorów. Mniej więcej w tym samym czasie w Iranie powróciły aresztowania oraz tortury dysydentów politycznych, a wolność słowa i zgromadzeń została ograniczona. Bardzo szybko okazało się jednak, że słowa ekonomistów były prawdziwe i gospodarka zaczęła zwalniać. Gdy tylko zaczęto dostrzegać pierwsze objawy trudności, prezydent wezwał do obrania "drogi pośrodku" między kapitalizmem a socjalizmem. Miała to być droga prowadząca Iran do dobrobytu. Co ciekawe, nieoczekiwanym ratunkiem dla irańskiej gospodarki okazał się przedłużający konflikt polityczny ze Stanami Zjednoczonymi. Po prostu, globalna izolacja Iranu powstrzymała kapitał przed ucieczką z kraju. Był on jednak za mały, by umożliwić inwestycje i pobudzić dalszy rozwój gospodarki. Iranowi groził więc zastój i spowolnienie gospodarcze.

Kadencja Ahmadineżada charakteryzowała się przy tym zupełnie odmiennym podejściem do polityki zagranicznej niż jego poprzednicy. Zdecydowanie wypowiadał się on przeciwko normalizacji stosunków ze Stanami Zjednoczonymi, a ONZ krytykował i nazywał "jednostronną organizacją, przeciwną światu islamu". Stosunki Iranu z krajami rozwiniętymi uległy wówczas pogorszeniu, podczas gdy stosunki z krajami słabo rozwiniętymi w Afryce i Ameryce Łacińskiej poprawiły się. To właśnie w tych rejonach świata Ahmadineżad poszukiwał nowych sojuszników Iranu. Najlepsze stosunki utrzymywano z Wenezuelą, Boliwią i Ekwadorem. Ahmadineżad najostrzejsze stanowisko zajął wobec Izraela. Nie tylko odmówił prawa do istnienia tego państwa, ale w 2005 roku powiedział, że "Izrael musi zostać wymazany z mapy świata". W tym samym ajatollah Chamenei wielokrotnie powtarzał, że "Izrael jest nienaturalnym stworem, który nie przetrwa". Izrael porównywano także do nowotworu, który musi być usunięty. Podobne wypowiedzi budziły duży niepokój, tym bardziej, że Iran zwiększał finansowanie takich grup terrorystycznych jak Hamas (w Strefie Gazy) i Hezbollah (w Libanie).

----- PROBLEM Z IRAŃSKIM PROGRAMEM JĄDROWYM -----

Równocześnie Ahmadineżad bardzo mocno zaangażował się w promowanie irańskiego programu jądrowego. Wielokrotnie podkreślał, że jest on realizowany wyłącznie w celach cywilnych i pokojowych, a budowa bomby atomowej nie jest celem polityki jego rządu, tym bardziej, że taka polityka jest "sprzeczna z naszą religią". Jego słowa były jednak w całkowitej sprzeczności z czynami, co powodowało pogłębienie nieufności wobec Iranu i niezrozumienie jego intencji.

W sierpniu 2005 roku Ahmadineżad nakazał zdjęcie plomb z wirówek w zakładzie w Isfahanie i wznowienie wzbogacania uranu. Stanowiło to złamanie porozumienia paryskiego (z 2004 r.) i wywołało natychmiastowe protesty ze strony Unii Europejskiej. Kilka dni później Unia zaproponowała Iranowi specjalną ofertę w zamian za trwałe zaprzestanie wzbogacania uranu. Oferta obejmowała liczne korzyści w dziedzinie dyplomacji, handlu, ale także długoterminowe dostawy paliwa jądrowego do irańskiej elektrowni atomowej z zapewnieniem odbioru odpadów promieniotwórczych. Jednak najważniejszym elementem tej propozycji były gwarancje bezpieczeństwa i nieagresji ze strony Unii Europejskiej. Iran odrzucił jednak ofertę, nazywając ją "bardzo obraźliwą i upokarzającą".

W przemówieniu do Organizacji Narodów Zjednoczonych 15 września 2005 roku Ahmadineżad zasugerował, że wzbogaceniem uranu w Iranie może zarządzać międzynarodowe konsorcjum, w którym Iran będzie miał udziału własności. Oferta została odrzucona przez Unię Europejską i Stany Zjednoczone. W lutym 2006 roku Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej podjęła decyzję o zgłoszeniu Radzie Bezpieczeństwa ONZ faktu, że Iran nielegalnie wznowił wzbogacanie uranu. Całą sprawę promowały Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Francja i Niemcy. Dwóch stałych członków (Rosja i Chiny) zgodziły się tylko pod warunkiem, że Rada Bezpieczeństwa nie podejmie żadnych działań przed marcem, co dawało czas na rozmowy z Iranem. Natomiast przeciwko głosowały Wenezuela, Syria i Kuba. Już przebieg tego głosowania bardzo wyraźnie pokazuje rozkład sojuszników po obu stronach coraz wyraźniejszego konfliktu.

W odpowiedzi 6 lutego 2006 roku Iran zawiesił dobrowolne wdrażanie dodatkowego protokołu i wszelkie inne dobrowolne zobowiązania związane ze współpracą z MAEA. Pomimo to, zachodnie państwa nadal poszukiwały porozumienia i pod koniec lutego przedstawiono Iranowi propozycję by zrezygnował ze wzbogacania uranu, a zamiast tego zgodził się na ograniczenie swojego programu do niewielkiego obiektu pilotażowego i importu paliwa jądrowego z Rosji. Irańczycy odpowiedzieli, że są gotowi rozważyć kwestię dostaw z Rosji, jednak odmówili wstrzymania wzbogacania. W dniu 11 kwietnia Ahmadineżad oficjalnie ogłosił, że Iran z powodzeniem wzbogacił uran do 3,5% i posiada ponad sto czynnych wirówek. Słowa te zmusiły administrację Stanów Zjednoczonych do podjęcia jakiś działań i w kwietniu sekretarz stanu USA Condoleezza Rice wezwała Radę Bezpieczeństwa ONZ do rozważenia "zdecydowanych kroków", aby skłonić Iran do zmiany kursu w zakresie ambicji nuklearnych. W odpowiedzi Ahmadineżad powiedział, że Iran "nie będzie z nikim rozmawiał o prawie narodu irańskiego do wzbogacania uranu". Dzień później amerykański Instytut Nauki i Bezpieczeństwa Narodowego opublikował serię zdjęć satelitarnych irańskich obiektów jądrowych w Natanz i Esfahan. Na zdjęciach widoczne były nowe wejścia do podziemnych tuneli w Isfahanie i kontynuowaną rozbudowę zakładu wzbogacania uranu w Natanz. Porównanie ze zdjęciami pochodzącymi z 2002 roku ukazywało postęp prac przy budowie podziemnego kompleksu bunkrów dla potrzeb wzbogacania uranu. W narastającym konflikcie zabrał wówczas głos ajatollah Chamenei, który 4 czerwca 2006 roku zapowiedział, że jeśli Iran zostanie zaatakowany przez Stany Zjednoczone, to zakłócone zostaną dostawy ropy naftowej przez Cieśninę Ormuz. Oznaczało to, że Iran nie zrezygnuje ze wzbogacania uranu i produkcji paliwa jądrowego. Groźba była bardzo poważna, gdyż przez Cieśninę Ormuz przechodzi około 20% dziennych dostaw ropy naftowej z Zatoki Perskiej. Wszystkie tankowce przepływają tam bardzo blisko wybrzeża Iranu i są wystawione na ewentualne ataki.

Konsekwencją było zajęcie się problemem przez Radę Bezpieczeństwa ONZ, która postawiła przed Iranem ultimatum. Jeśli do sierpnia nie zawiesi wzbogacania uranu, to zostaną nałożone międzynarodowe sankcje. Iran odmówił zawieszenia wzbogacania, ale grając na czas, zaoferował powrót do stołu negocjacyjnego. 26 grudnia 2006 r. Rada Bezpieczeństwa przyjęła Rezolucję nr 1737, która nakładała sankcje na Iran. Rezolucja zakazywała dostaw technologii i materiałów związanych z energią jądrową, oraz zamrażała aktywa kluczowych osób i firm związanych z irańskim programem jądrowym. Stany Zjednoczone domagały się cięższych sankcji, jednak Rosja i Chiny nie zgodziły się na to. Co ciekawe, po uchwaleniu rezolucji Rosja sprzedała do Iranu 29 zestawów rakietowej obrony powietrznej Tor-M1. Oznaczało to, że Iran przygotowuje się do ewentualnego ataku powietrznego na swoje instalacje jądrowe, które były ukrywane w podziemnych bunkrach.

----- ESKALACJA KONFLIKTU RELIGIJNEGO W IRAKU -----

Początek 2006 roku upłynął w Iraku pod znakiem rozmów na temat tworzenia rządu i narastającej przemocy na tle religijnym. Momentem przełomowym okazał się zamach bombowy przeprowadzony 22 lutego na meczet al-Askari w mieście Samarra. Meczet był jednym z najświętszych miejsc szyickiego islamu w Iraku i w wyniku zamachu został poważnie uszkodzony (runęła główna kopuła meczetu). Nikt nie przyznał się do zamachu, jednak odpowiedzialnością obarczono Al-Kaidę w Iraku. W odwecie w ciągu dwóch dni zaatakowano 168 sunnickich meczetów, 10 imamów zamordowano, a 15 zostało porwanych. Po całym kraju szeroko rozlała się fala morderstw tak wielka, że w pewnym momencie średnia zabójstw w Bagdadzie wynosiła 33 dziennie. Przypuszcza się jednak, że oficjalne dane były zaniżane przez zdominowany przez szyitów iracki rząd. Całe dzielnice Bagdadu były etnicznie czyszczone przez szyickie lub sunnickie milicje, a przemoc na tle religijnym rozszerzyła się na niemal wszystkie miasta z mieszaną ludnością. Sunnici zostali wypędzeni z Basry, podczas gdy szyici musieli opuścić Samarrę i Bakubę. Sytuacja przypominała już wojnę domową, a przywódcy społeczności sunnickiej ostrzegli przed niebezpieczeństwem wybuchu wojny totalnej. Tajne amerykańskie raporty mówiły, że powiązane z szyitami irackie siły bezpieczeństwa zabijały wówczas więcej Irakijczyków (sunnitów) niż terrorystów. W praktyce irackie siły zaprzestały walki z terrorem, a całkowicie zaangażowały się w walki religijne. Aby uspokoić całą sytuację, najwyższy duchowy przywódca Iranu ajatollah Ali Chamenei wezwał irackich szyitów, aby nie mścili się za atak na meczet w Samarze. Niewiele to jednak pomogło. Sytuacja wymknęła się już spod kontroli.

Szyicka przemoc w naturalny sposób doprowadziła do radykalizacji sunnitów, za którymi ukrywała się organizacja terrorystyczna Al-Kaida w Iraku. Musimy przy tym pamiętać, że Amerykanie od 2001 roku prowadzili globalną wojnę z terroryzmem, w której celem numer jeden była właśnie Al-Kaida. Właśnie dlatego Amerykanie inspirowali działania irackiej armii przeciwko Al-Kaidzie, i aktywnie wspierali wszystkie takie operacje. W dniu 7 czerwca 2006 roku w amerykańskim nalocie w pobliżu Bakuby zginął przywódca Al-Kaidy w Iraku Abu Musab al-Zarkawi i jego duchowy doradca szejk Abd Al-Rahman. Przywództwo nad grupą natychmiast objął egipski terrorysta Abu Hamza al-Muhajir. Dokumenty znalezione w sejfie Zarkawiego wskazały, że Al-Kaida próbowała sprowokować Stany Zjednoczone do ataku na Iran, aby w ten sposób ożywić sunnickie powstanie w Iraku. Okazało się, że Al-Kaida w Iraku posiadała czterostopniowy plan działania. Pierwszym krokiem miało być wydalenie amerykańskich sił z Iraku. Drugim krokiem miało być ustanowienie islamskiego kalifatu. Trzecim krokiem miała być wielka fala dżihadu, która powinna rozszerzyć się na kraje sąsiadujące z Irakiem i doprowadzić do ostatecznego starcia muzułmanów z Izraelem. W ten sposób w Iraku rodziła się koncepcja sunnickiej rewolucji islamskiej, która miała posiadać swoje własne państwo wyznaniowe - kalifat.

Amerykanie zdali sobie sprawę, że ich siły w Iraku znalazły się w potrzasku między szyitami a sunnitami. Nie można było bezczynnie czekać na dalszy przebieg wydarzeń. Należało podjąć starania o odzyskanie inicjatywy strategicznej w regionie. Dlatego w lipcu 2006 roku amerykańskie siły rozpoczęły operację w rejonie Bagdadu, której celem miało być ograniczenie przemocy i przywrócenie porządku publicznego. Większość działań operacyjnych przeprowadzano z użyciem irackich sił bezpieczeństwa, wspieranych przez amerykańskie siły specjalne oraz lotnictwo. Rządowe siły bezpieczeństwa reprezentowały jednak interesy szyitów, stąd nie udało się powstrzymać czystek etnicznych. Szyici wykorzystali operację wojskową do swoich interesów i przemoc religijna zamiast zmaleć to wzrosła o 46%. W trakcie trwania tej operacji liczba zabójstw na tle religijnym w Bagdadzie była najwyższa w historii.

----- ISLAMSKIE PAŃSTWO IRAKU ----

W odpowiedzi siły sunnitów zaczęły coraz mocniej organizować się na prowincji i w dniu 13 października 2006 roku Al-Kaida w Iraku ogłosiła ustanowienia Islamskiego Państwa Iraku (ISI). W jego skład weszło sześć sunnickich gubernatorstw: Bagdad, Anbar, Divala, Kirkuk, Salah al-Din i Ninawa. W rzeczywistości Al-Kaida w Iraku nie kontrolowała większości tego obszaru, jednak propagandowo ogłoszono właśnie taki rozmiar nowego islamskiego państwa. Emirem został ogłoszony Abu Omar al-Bagdadi. Wezwano wszystkich sunnickich muzułmańskich przywódców plemiennych do przyłączenia się do państwa islamskiego "w celu ochrony naszej religii i naszego ludu, aby zapobiec konfliktom i aby krew oraz ofiary naszych męczenników nie zostały utracone".

Według raportów CIA, Islamskie Państwo Iraku planowało przejąć kontrolę nad centralną i zachodnią częścią kraju, aby przekształcić ten obszar w sunnickie państwo islamskie. W ten sposób najbardziej bezkompromisowa frakcja islamskich ekstremistów (Al-Kaida) zaczęła odgrywać coraz większe znaczenie i wpływać na inne nacjonalistyczne irackie ugrupowania oraz sunnickie milicje.

W dniu 23 listopada doszło do najkrwawszego ataku od początku wojny w Iraku. Sunniccy terroryści użyli pięciu samobójców, którzy zdetonowali samochody-pułapki w slumsach miasta Sadr, zabijając 215 ludzi i raniąc kolejnych 257. W odwecie szyickie milicje ostrzelały z moździerzy sunnicki meczet Abu Hanifa w Bagdadzie oraz inne ważne sunnickie obiekty w mieście. Nie mniej złożona sytuacja panowała na północy kraju, gdzie Kurdowie wypędzili 100 tys. Arabów, a sunnici w odwecie wygnali 70 tys. Kurdów z Mosulu. W większości były to odwety za czystki etniczne i krzywdy zaznane jeszcze za czasów reżimu Saddama Husseina.

Sytuacja w Iraku całkowicie wymykała się spod kontroli, a tysiące ludzi uciekało do sąsiednich krajów. Już w październiku 2006 roku UNHCR oszacowało, że od ataku na meczet al-Askari ponad 370 tys. Irakijczyków zostało wysiedlonych, co doprowadziło do wzrostu liczby irakijskich uchodźców do ponad 1,6 miliona. Stanowiło to olbrzymie wyzwanie dla takich krajów jak Jordania i Syria.

----- "SZYICKI PÓŁKSIĘŻYC" -----

Tymczasem wojna Izraela z szyickim Hezbollahem w Libanie w 2006 roku, mocno zbliżyła Syrię z Iranem. Syryjski prezydent Baszar al-Assad (ur w 1965 r.) był bardzo kontrowersyjnym przywódcą, który miał trudności z utrzymaniem pozytywnych kontaktów z innymi arabskimi państwami. Jedną z przyczyn tego było jego świeckie i nacjonalistyczne podejście do koncepcji państwa oraz władzy. Gdy w 2001 roku Stany Zjednoczone rozpoczęły globalną wojnę z terroryzmem, Assad powątpiewał w istnienie organizacji Al-Kaida. Sprzymierzył się jednak z Zachodem i udostępnił dla agentów CIA syryjskie więzienia, w których przesłuchiwano terrorystów Al-Kaidy. Assad jednak powoli zwracał się w stronę Iranu, co doprowadziło Syrię do związania swojej doktryny bezpieczeństwa z Teheranem i jego sojusznikami w regionie. W swojej polityce zagranicznej Assad stał się otwartym krytykiem Stanów Zjednoczonych, Izraela, Turcji i Arabii Saudyjskiej. W ten sposób Syria skłócała się ze wszystkimi sąsiadami, i stopniowo była coraz bardziej uzależniona politycznie oraz wojskowo od Iranu. W czerwcu 2006 roku Iran i Syria podpisały porozumienie o współpracy wojskowej przeciwko tak zwanemu "wspólnemu zagrożeniu" przedstawionemu przez Izrael i Stany Zjednoczone. Irański minister obrony Najjar powiedział wówczas: "Iran traktuje bezpieczeństwo Syrii tak samo poważnie jak swoje własne bezpieczeństwo, i uznajemy nasze zdolności obronne za syryjskie." Zawarto także kontrakt na sprzedaż irańskiego uzbrojenia do Syrii. W lutym 2007 roku prezydenci Ahmadineżad i Assad spotkali się w Teheranie. Ahmadineżad powiedział, że oba państwa utworzą sojusz w celu zwalczania spisku Izraela i Stanów Zjednoczonych przeciwko światu islamskiemu.

W ten sposób Iran pozyskał ważnego strategicznie sojusznika w regionie, a koncepcja "szyickiego półksiężyca" zaczęła nabierać kształtu. W Iraku władzę sprawował szyicki rząd, który posiadał do dyspozycji regularną armię szkoloną i zbrojoną przez Stany Zjednoczone za irackie pieniądze. Z amerykańską pomocą wojskową prowadzono walkę z sunnickimi przeciwnikami, którzy stali na drodze do realizacji irańskich zamiarów. W Syrii kształtował się coraz silniejszy sojusz polityczno-wojskowy. Natomiast w Libanie od pewnego czasu coraz częściej przebywali irańscy doradcy wojskowi. Prowadzili oni szkolenia wojskowe ludzi Hezbollahu oraz pomagali w budowie podziemnych bunkrów i fortyfikacji w pobliżu granicy z Izraelem. Większość broni dostarczanej dla Hezbollahu pochodziła z Iranu. Wartość tej pomocy wojskowej wynosiła średnio 50-100 mln dolarów rocznie. Dodatkowo około 3 tys. żołnierzy Hezbollahu przeszło szkolenie w Iranie, które obejmowało zagadnienia prowadzenia wojny partyzanckiej, ostrzału artyleryjskiego i moździerzowego, obsługę dronów bezzałogowych oraz konwencjonalne operacje bojowe. W ten sposób kształtowała się szyicka potęga wojskowa przebiegająca na linii Iran, Irak, Syria, Liban.

----- SYTUACJA W IRANIE -----

Przez cały ten czas Iran potajemnie prowadził program jądrowy i towarzyszący mu program rozwoju rakiet balistycznych. Z punktu widzenia analityków wojskowych, wszystko wskazywało na to, że Iran dąży do uzyskania broni jądrowej i zdolności przenoszenia głowic atomowych rakietami balistycznymi. W ten sposób Iran zaczynał stanowić coraz bardziej realne zagrożenie nie tylko dla regionu Zatoki Perskiej, ale także dla Izraela i południowo wschodniej części Europy. Tymczasem 24 marca 2007 roku Rada Bezpieczeństwa ONZ przyjęła kolejną rezolucję, która rozszerzała zakres sankcji nałożonych na Iran. Aby powstrzymać kolejne sankcje, w lipcu 2007 roku Iran zgodził się na kontrolę inspektorów MAEA. Inspektorzy stwierdzili, że w zakładzie w Natanz działało 12 z 18 kaskad wirówek do wzbogacania uranu, a udostępnione dokumenty umożliwiły zweryfikowanie obecności zadeklarowanych materiałów jądrowych. Nie zdołano jednak zweryfikować niektórych aspektów związanych z możliwością istnienia wojskowego programu jądrowego w Iranie. Nakreślono jednak plan dalszej współpracy, co było znaczącym krokiem do przodu. Pod koniec października 2007 roku, szef Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej Mohamed El-Baradei oświadczył, że nie znaleziono żadnych dowodów na rozwój broni jądrowej w Iranie. "Czy znaleźliśmy materiał jądrowy, który mógłby z łatwością być wykorzystany w broni? Nie. Czy widzieliśmy aktywny program zbrojeniowy? Nie." El-Baradei wyraził także zaniepokojenie, że Stany Zjednoczone koncentrują się na rzekomych zamiarach Iranu, zamiast na rzeczywistych dowodach. Jedynym problemem pozostawały pewne ślady znalezione na kilku urządzeniach, które jak się okazało pochodziły z Pakistanu i nosiły ślady po pakistańskiej broni jądrowej. Natomiast amerykańska agencja wywiadowcza swoje oskarżenia opierała na laptopie rzekomo skradzionym z Iranu. Prawdopodobnie wszystko to razem wpłynęło uspokajająco na Stany Zjednoczone, które przestały nalegać na zaostrzenie sankcji.

Tymczasem jednak w Iranie pojawił się poważny problem z utrzymaniem poziomu wydobycia ropy naftowej i gazu ziemnego. Od dłuższego czasu przemysł wydobywczy i petrochemiczny był zaniedbywany na rzecz wielomiliardowych inwestycji w projekt jądrowy, który jak do tego momentu nie przynosił jeszcze żadnych wymiernych korzyści ekonomicznych. Dodatkowym ciężarem były sankcje gospodarcze, które w krótkim czasie doprowadziły do kryzysu i dewaluacji irańskiej waluty. W 2005 roku za dolara płacono 8 tys. riali, a w 2009 roku już 10 tys. riali. W niespodziewany sposób kryzys pogłębił się w wyniku polityki zwiększenia dzietności rodzin, którą wprowadzono kilkanaście lat wcześniej. W jej wyniku, w ciągu siedmiu lat populacja Iranu wzrosła o 16 milionów ludzi. Konsekwencją było pojawienie się niespotykanych wcześniej napięć społecznych, których wspólną przyczyną był fakt, że gospodarka nie dotrzymywała kroku rosnącej liczbie osób wchodzących na rynek pracy. Wzrost poziomu bezrobocia wiązał się ze wzrostem niezadowolenia społecznego. W kraju jednak zupełnie brakowało kapitału, który poprzez inwestycje mógłby pobudzić różne gałęzie gospodarki, natomiast sankcje uniemożliwiały napływ kapitału zagranicznego. Z czasem niedoinwestowanie przemysłu wydobywczego i petrochemicznego stało się tak bardzo widoczne, że brak paliw na rynku wymusił wprowadzenie reglamentacji benzyny. Do takiej sytuacji doszło w kraju, który posiada jedne z największych na świecie złóż ropy naftowej i gazu ziemnego, a także bogate złoża miedzi, złota i uranu. Posiadając takie naturalne bogactwa Iran z łatwością mógłby być motorem regionalnego rozwoju, zabrakło jednak mądrego zarządzania tym potencjałem. Islamską Republiką nadal rządzili fanatyczni ideowcy, którzy niewiele rozumieli z gospodarki rynkowej.

 

- Opracowanie na podstawie Wikipedia.



Na poczatek

  Izrael Kultura Historia Turystyka Pomoc duchowa Żydzi w Polsce Czasy i Fakty

Copyright ©2019 by Gedeon