Rok 2004 w Iraku przyniósł postępującą destabilizację
wewnętrzną i wybuch szyickiego powstania. Osiągnięte porozumienie
przyniosło zawieszenie broni i dało czas potrzebny do zorganizowania
wyborów powszechnych w Iraku. Sytuacja w kraju była jednak niezwykle
skomplikowana, a liczba zmiennych nieskończenie wielka. Wszystko
dodatkowo komplikował fakt, że sąsiedni Iran coraz odważniej
ingerował w wewnętrzne sprawy Iraku, a jego wpływy na irackich
szyitów były już otwarcie widoczne.
Irańczycy dobrze rozumieli, że mogą w pokojowy
sposób przejąć kontrolę nad Irakiem. Nie trzeba było prowadzić
żadnej wojny. Wystarczyło tylko, aby iraccy szyici odnieśli
zwycięstwo w demokratycznych i powszechnych wyborach, a następnie
utworzyli zdominowany przez szyitów rząd w Bagdadzie. W ten
sposób zachodnia demokracja umożliwiłaby ekspansję islamskiej
rewolucji w regionie Zatoki Perskiej.
Dlatego w bardzo krótkim czasie Irańczycy
przeszli od pomysłu do czynu. Za milczącą zgodą duchowego przywódcy
irackich szyitów ajatollaha Alego al-Sistaniego, zasugerowano
Irakijczykom, że szyicki islam dąży do utworzenia jeden arabskiego
narodu, który będzie posiadał jedną muzułmańską wiarę. W ten
sprytny sposób łączono pan-islamizm z pan-arabizmem. Pan-islamizm
był charakterystyczny dla Islamskiej Republiki Iranu i dążył
do zjednoczenia wszystkich muzułmanów w jednym islamskim państwie
(kalifacie) rządzonym przez islamskich duchownych. Tymczasem
w Iraku bardzo mocno zakorzeniony był typowy arabski nacjonalizm,
który głosił, że Arabowie są jednym narodem i wszyscy Arabowie
powinni zjednoczyć się w sprzeciwie przeciwko zachodnim wpływom
i władzom. Teraz te obie koncepcje mogły się połączyć w Iraku,
do czego zachęcano wyborców. Nowy islamski rząd Iraku mógł utrzymywać
dobrą współpracę z Islamską Republiką Iranu, posiadając wspólnie
wielki potencjał oddziaływania na sąsiednią Syrię, tym bardziej,
że w położonym jeszcze dalej Libanie działała potężna szyicka
milicja Hezbollah. Inne duże społeczności szyickie znajdowały
się także w Afganistanie, Azerbejdżanie, Turcji, Kuwejcie, Arabii
Saudyjskiej, Bahrajnie, Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Jemenie,
a także w Pakistanie i Indiach. Wszystkie one mogły połączyć
się w celu realizacji jednej wizji.
Ze zrozumiałych powodów budziło to niepokój
wśród sunnickich muzułmanów. Pod koniec 2004 roku jordański
król Abdullah II użył nawet terminu "szyicki półksiężyc".
Odnosił się on do terenów rozciągających się łukiem od Iranu
poprzez Irak i Syrię aż do Libanu. Cały ten obszar był poddany
intensywnym irańskim wysiłkom zmierzających do uzyskania przez
szyitów przewagi, przejęciu władzy, a następnie uzyskaniu zupełnej
kontroli. Z punktu widzenia sunnitów, ten "szyicki półksiężyc"
zagrażał bezpieczeństwu całego regionu.
----- WYBORY W IRAKU -----
Tymczasem 31 stycznia 2005 roku w Iraku przeprowadzono
wybory powszechne. W intencji Stanów Zjednoczonych miały być
one pierwszym krokiem przekazywania Irakijczykom władzy nad
swoim krajem. W drugim kroku Amerykanie zamierzali rozpocząć
wycofywanie swoich wojsk i przekazać odpowiedzialności za Irak
w ręce irackich sił bezpieczeństwa.
Sprawa wyborów była jednak bardzo trudna,
ponieważ społeczeństwo Iraku w 65% składało się z szyitów. Zaangażowanie
się Iranu spowodowało, że szyici w Iraku rozbudzili się politycznie,
w wyniku czego wynik wyborów był łatwy do przewidzenia. Wygrały
dwie szyickie partie polityczne, a silną reprezentację w rządzie
zdobyli także Kurdowie. Prezydentem został kurdyjski polityk
Jalal Talabani (1933-2017), a premierem Ibrahim al-Jafari. W
sposób zrozumiały sunnicka społeczność była niezadowolona z
przyjęcia zachodnich zasad demokracji, które ich praktycznie
całkowicie odsuwały na margines życia społecznego. Dlatego sunnici
zbojkotowali wybory i zagrozili wybuchem nowej fali przemocy.
Przywódca irackiej al-Kaidy, Abu al-Zarkawi powiedział:
"Zadeklarowaliśmy zaciekłą wojnę z tą złą zasadą demokracji
i tymi, którzy podążają za tą błędną ideologią. Każdy, kto próbuje
pomóc w ustanowieniu tego systemu, jest jego częścią."
Wyjaśnił również, że al-Kaida sprzeciwiła się wyborom
w Iraku, ponieważ doprowadziły one do zdominowania rządu przez
szyitów. Twierdził, że "szyici dążą do rozpowszechniania
swojej złej wiary wśród ludzi poprzez pieniądze i strach".
Pomimo tych wszystkich gróźb, następne miesiące w Iraku przebiegły
stosunkowo spokojne, a Amerykanie rozpoczęli przygotowania do
wycofania części swoich wojsk.
Ten względny spokój został przerwany przez
atak terrorystyczny na więzienie Abu Gharib (2 kwietnia 2005
r.). Został on uznany za największy skoordynowany atak na amerykańską
bazę wojskową od czasu wojny w Wietnamie. Był on wielkim zaskoczeniem,
tym większym, że więzienie Abu Gharib znajdowało się w sąsiedztwie
największej amerykańskiej bazy wojskowej w Iraku. To tylko pokazywało
jak wielką determinację i odwagę posiadali napastnicy. Wszelkie
nadzieje na szybkie zakończenie powstania i wycofanie amerykańskich
wojsk zostały przerwane w maju, który był najkrwawszym miesiącem
od czasu inwazji na Irak. Przez cały kraj przetoczyła się fala
samobójczych zamachów bombowych wymierzonych najczęściej w szyickie
zgromadzenia lub szyickie obiekty sakralne. Latem walki religijne
wybuchły z pełną intensywnością, a amerykańskie siły podjęły
próbę uszczelnienia granicy iracko-syryjskiej, aby przeciwdziałać
napływowi do sunnickich ochotników werbujących się do Al-Kaidy
w Iraku.
----- ZMIANA RZĄDÓW W IRANIE -----
W między czasie w Iranie również trwały przygotowania
do wyborów. W Iranie nie było jednak nawet najmniejszych możliwości
na przeprowadzenie demokratycznych wyborów. Rada Strażników
rewolucji islamskiej weryfikowała wszystkich kandydatów i zakazała
tysiącom z nich wzięcia udziału w wyborach. Powodem odrzucenia
zazwyczaj było nie spełnienie kryteriów czystości ideologicznej
islamu. W ten sposób z list wyborczych usunięto niemal wszystkich
kandydatów wywodzących się reformistycznego nurtu Frontu
Islamskiego Iranu. Grupa reformistycznych parlamentarzystów
była tym faktem oburzona i zagroziła nawet zbojkotowaniem wyborów
oraz zrezygnowaniem ze swoich mandatów poselskich. Ich protesty
jednak nic nie zmieniły. Rada strażników realizowała wytyczne
islamskiego duchowieństwa, które w porozumieniu z ajatollahem
Chameneim miało pewną wizję polityki Iranu. Teraz należało wybrać
odpowiedniego człowieka do realizacji tej wizji. Na wybór konkretnego
człowieka nie miano już wpływu. Utorowano jednak drogę do zwycięstwa
frakcji konserwatywnej, a wybory ujawniły przy tym głęboki rozłam
między radykalnym i umiarkowanym skrzydłem irańskiego ruchu
reformacyjnego.
W czerwcu 2005 roku nowym prezydentem Iranu
został Mahmoud Ahmadineżad (ur. w 1956 r.). Pomimo faktu, że
był burmistrzem Teheranu, nie był on nikomu dobrze znany. Jego
hasło kampanii wyborczej brzmiało: "Jest możliwe i możemy
to zrobić". Odnosiło się to do perspektyw przeprowadzenia
wielu reform społecznych, których celem miało być poprawienie
warunków życia najbiedniejszych Irańczyków. Podkreślał on przy
tym swój skromny styl życia i przekonywał, że pragnie stworzyć
"przykładny rząd dla ludzi w Iranie". Sposobem do
osiągnięcia tego celu miało być przeznaczenie wpływów z ropy
naftowej na liczne programy socjalne. A wpływy były bardzo wysokie,
gdyż większość sankcji nałożonych na Iran został złagodzona
i rząd Ahmadineżada dysponował budżetem 275 mld dolarów (był
najwyższy w historii Iranu).
Jednak najwyższą władzę w Islamskiej Republice
Iranu sprawował ajatollah Ali Chamenei, i Ahmadineżad zaraz
po zatwierdzeniu swojej prezydentury ucałował jego rękę, okazując
w ten sposób swoją całkowitą lojalność wobec islamskich duchownych.
W żaden sposób nie zmieniło to zakresu władzy prezydenckiej,
która przez długi czas nadal była ograniczona wyłącznie do spraw
gospodarczych.
Ahmadineżad rozpoczął swoje rządy od usunięcia
wszystkich doradców poprzednika. Następnie rozpoczęto wdrażanie
obietnic złożonych podczas kampanii wyborczej. Przez pierwsze
cztery lata korzystano przy tym z owoców reform gospodarczych
przeprowadzonych przez poprzedników, dzięki czemu wciąż spadała
inflacja i bezrobocie, a rosnące PKB sprawiało wrażenie dobrze
rozwijającej się gospodarki. W rzeczywistości jednak populistyczna
polityka doprowadziła od nadmiernego wzrostu wydatków budżetowych
(wzrost o 25%). Wprowadzono państwową kontrolę cen, a dotacje
w sztuczny sposób utrzymywały ceny żywności i benzyny. Dekret
prezydencki obniżył stopy procentowe poniżej stopy inflacji.
Niezamierzonym skutkiem takiej stymulacji gospodarki było dwu
lub trzykrotne podbicie cen nieruchomości, co najmocniej zaszkodziło
najbiedniejszym Irańczykom. W ten sposób najbardziej ucierpieli
najważniejsi beneficjanci populistycznej polityki Ahmadineżada,
tylko, że tak naprawdę, oni nawet nie rozumieli, co było przyczyną
pogarszającego się ich statusu materialnego. Do takich rezultatów
doprowadził populizm w gospodarce. Pomimo to prezydent kontynuował
swoje działania, coraz bardziej rozszerzając państwowy interwencjonizm.
W sztuczny sposób utrzymywano ceny towarów, usług, a nawet zaproponowano
wzrost wynagrodzeń pracowników o 40%.
W czerwcu 2006 roku grupa pięćdziesięciu
irańskich ekonomistów napisała list do prezydenta, krytykując
jego interwencjonizm w ceny rynkowe i ostrzegając przed skutkami
kontynuowania takiej polityki. Ahmadineżad ostro odpowiedział
na ten list, potępiając jego autorów. Mniej więcej w tym samym
czasie w Iranie powróciły aresztowania oraz tortury dysydentów
politycznych, a wolność słowa i zgromadzeń została ograniczona.
Bardzo szybko okazało się jednak, że słowa ekonomistów były
prawdziwe i gospodarka zaczęła zwalniać. Gdy tylko zaczęto dostrzegać
pierwsze objawy trudności, prezydent wezwał do obrania "drogi
pośrodku" między kapitalizmem a socjalizmem. Miała to być
droga prowadząca Iran do dobrobytu. Co ciekawe, nieoczekiwanym
ratunkiem dla irańskiej gospodarki okazał się przedłużający
konflikt polityczny ze Stanami Zjednoczonymi. Po prostu, globalna
izolacja Iranu powstrzymała kapitał przed ucieczką z kraju.
Był on jednak za mały, by umożliwić inwestycje i pobudzić dalszy
rozwój gospodarki. Iranowi groził więc zastój i spowolnienie
gospodarcze.
Kadencja Ahmadineżada charakteryzowała się
przy tym zupełnie odmiennym podejściem do polityki zagranicznej
niż jego poprzednicy. Zdecydowanie wypowiadał się on przeciwko
normalizacji stosunków ze Stanami Zjednoczonymi, a ONZ
krytykował i nazywał "jednostronną organizacją, przeciwną
światu islamu". Stosunki Iranu z krajami rozwiniętymi uległy
wówczas pogorszeniu, podczas gdy stosunki z krajami słabo rozwiniętymi
w Afryce i Ameryce Łacińskiej poprawiły się. To właśnie w tych
rejonach świata Ahmadineżad poszukiwał nowych sojuszników Iranu.
Najlepsze stosunki utrzymywano z Wenezuelą, Boliwią i Ekwadorem.
Ahmadineżad najostrzejsze stanowisko zajął wobec Izraela. Nie
tylko odmówił prawa do istnienia tego państwa, ale w 2005 roku
powiedział, że "Izrael musi zostać wymazany z mapy świata".
W tym samym ajatollah Chamenei wielokrotnie powtarzał, że "Izrael
jest nienaturalnym stworem, który nie przetrwa". Izrael
porównywano także do nowotworu, który musi być usunięty. Podobne
wypowiedzi budziły duży niepokój, tym bardziej, że Iran zwiększał
finansowanie takich grup terrorystycznych jak Hamas (w
Strefie Gazy) i Hezbollah (w Libanie).
----- PROBLEM Z IRAŃSKIM PROGRAMEM JĄDROWYM
-----
Równocześnie Ahmadineżad bardzo mocno zaangażował
się w promowanie irańskiego programu jądrowego. Wielokrotnie
podkreślał, że jest on realizowany wyłącznie w celach cywilnych
i pokojowych, a budowa bomby atomowej nie jest celem polityki
jego rządu, tym bardziej, że taka polityka jest "sprzeczna
z naszą religią". Jego słowa były jednak w całkowitej sprzeczności
z czynami, co powodowało pogłębienie nieufności wobec Iranu
i niezrozumienie jego intencji.
W sierpniu 2005 roku Ahmadineżad nakazał
zdjęcie plomb z wirówek w zakładzie w Isfahanie i wznowienie
wzbogacania uranu. Stanowiło to złamanie porozumienia paryskiego
(z 2004 r.) i wywołało natychmiastowe protesty ze strony Unii
Europejskiej. Kilka dni później Unia zaproponowała Iranowi specjalną
ofertę w zamian za trwałe zaprzestanie wzbogacania uranu. Oferta
obejmowała liczne korzyści w dziedzinie dyplomacji, handlu,
ale także długoterminowe dostawy paliwa jądrowego do irańskiej
elektrowni atomowej z zapewnieniem odbioru odpadów promieniotwórczych.
Jednak najważniejszym elementem tej propozycji były gwarancje
bezpieczeństwa i nieagresji ze strony Unii Europejskiej. Iran
odrzucił jednak ofertę, nazywając ją "bardzo obraźliwą
i upokarzającą".
W przemówieniu do Organizacji Narodów
Zjednoczonych 15 września 2005 roku Ahmadineżad zasugerował,
że wzbogaceniem uranu w Iranie może zarządzać międzynarodowe
konsorcjum, w którym Iran będzie miał udziału własności. Oferta
została odrzucona przez Unię Europejską i Stany Zjednoczone.
W lutym 2006 roku Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej
podjęła decyzję o zgłoszeniu Radzie Bezpieczeństwa ONZ
faktu, że Iran nielegalnie wznowił wzbogacanie uranu. Całą sprawę
promowały Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Francja i Niemcy.
Dwóch stałych członków (Rosja i Chiny) zgodziły się tylko pod
warunkiem, że Rada Bezpieczeństwa nie podejmie żadnych
działań przed marcem, co dawało czas na rozmowy z Iranem. Natomiast
przeciwko głosowały Wenezuela, Syria i Kuba. Już przebieg tego
głosowania bardzo wyraźnie pokazuje rozkład sojuszników po obu
stronach coraz wyraźniejszego konfliktu.
W odpowiedzi 6 lutego 2006 roku Iran zawiesił
dobrowolne wdrażanie dodatkowego protokołu i wszelkie inne dobrowolne
zobowiązania związane ze współpracą z MAEA. Pomimo to,
zachodnie państwa nadal poszukiwały porozumienia i pod koniec
lutego przedstawiono Iranowi propozycję by zrezygnował ze wzbogacania
uranu, a zamiast tego zgodził się na ograniczenie swojego programu
do niewielkiego obiektu pilotażowego i importu paliwa jądrowego
z Rosji. Irańczycy odpowiedzieli, że są gotowi rozważyć kwestię
dostaw z Rosji, jednak odmówili wstrzymania wzbogacania. W dniu
11 kwietnia Ahmadineżad oficjalnie ogłosił, że Iran z powodzeniem
wzbogacił uran do 3,5% i posiada ponad sto czynnych wirówek.
Słowa te zmusiły administrację Stanów Zjednoczonych do podjęcia
jakiś działań i w kwietniu sekretarz stanu USA Condoleezza Rice
wezwała Radę Bezpieczeństwa ONZ do rozważenia "zdecydowanych
kroków", aby skłonić Iran do zmiany kursu w zakresie ambicji
nuklearnych. W odpowiedzi Ahmadineżad powiedział, że Iran "nie
będzie z nikim rozmawiał o prawie narodu irańskiego do wzbogacania
uranu". Dzień później amerykański Instytut Nauki i Bezpieczeństwa
Narodowego opublikował serię zdjęć satelitarnych irańskich
obiektów jądrowych w Natanz i Esfahan. Na zdjęciach widoczne
były nowe wejścia do podziemnych tuneli w Isfahanie i kontynuowaną
rozbudowę zakładu wzbogacania uranu w Natanz. Porównanie ze
zdjęciami pochodzącymi z 2002 roku ukazywało postęp prac przy
budowie podziemnego kompleksu bunkrów dla potrzeb wzbogacania
uranu. W narastającym konflikcie zabrał wówczas głos ajatollah
Chamenei, który 4 czerwca 2006 roku zapowiedział, że jeśli Iran
zostanie zaatakowany przez Stany Zjednoczone, to zakłócone zostaną
dostawy ropy naftowej przez Cieśninę Ormuz. Oznaczało to, że
Iran nie zrezygnuje ze wzbogacania uranu i produkcji paliwa
jądrowego. Groźba była bardzo poważna, gdyż przez Cieśninę Ormuz
przechodzi około 20% dziennych dostaw ropy naftowej z Zatoki
Perskiej. Wszystkie tankowce przepływają tam bardzo blisko wybrzeża
Iranu i są wystawione na ewentualne ataki.
Konsekwencją było zajęcie się problemem przez
Radę Bezpieczeństwa ONZ, która postawiła przed Iranem
ultimatum. Jeśli do sierpnia nie zawiesi wzbogacania uranu,
to zostaną nałożone międzynarodowe sankcje. Iran odmówił zawieszenia
wzbogacania, ale grając na czas, zaoferował powrót do stołu
negocjacyjnego. 26 grudnia 2006 r. Rada Bezpieczeństwa
przyjęła Rezolucję nr 1737, która nakładała sankcje na Iran.
Rezolucja zakazywała dostaw technologii i materiałów związanych
z energią jądrową, oraz zamrażała aktywa kluczowych osób i firm
związanych z irańskim programem jądrowym. Stany Zjednoczone
domagały się cięższych sankcji, jednak Rosja i Chiny nie zgodziły
się na to. Co ciekawe, po uchwaleniu rezolucji Rosja sprzedała
do Iranu 29 zestawów rakietowej obrony powietrznej Tor-M1.
Oznaczało to, że Iran przygotowuje się do ewentualnego ataku
powietrznego na swoje instalacje jądrowe, które były ukrywane
w podziemnych bunkrach.
----- ESKALACJA KONFLIKTU RELIGIJNEGO
W IRAKU -----
Początek 2006 roku upłynął w Iraku pod znakiem
rozmów na temat tworzenia rządu i narastającej przemocy na tle
religijnym. Momentem przełomowym okazał się zamach bombowy przeprowadzony
22 lutego na meczet al-Askari w mieście Samarra. Meczet był
jednym z najświętszych miejsc szyickiego islamu w Iraku i w
wyniku zamachu został poważnie uszkodzony (runęła główna kopuła
meczetu). Nikt nie przyznał się do zamachu, jednak odpowiedzialnością
obarczono Al-Kaidę w Iraku. W odwecie w ciągu dwóch dni
zaatakowano 168 sunnickich meczetów, 10 imamów zamordowano,
a 15 zostało porwanych. Po całym kraju szeroko rozlała się fala
morderstw tak wielka, że w pewnym momencie średnia zabójstw
w Bagdadzie wynosiła 33 dziennie. Przypuszcza się jednak, że
oficjalne dane były zaniżane przez zdominowany przez szyitów
iracki rząd. Całe dzielnice Bagdadu były etnicznie czyszczone
przez szyickie lub sunnickie milicje, a przemoc na tle religijnym
rozszerzyła się na niemal wszystkie miasta z mieszaną ludnością.
Sunnici zostali wypędzeni z Basry, podczas gdy szyici musieli
opuścić Samarrę i Bakubę. Sytuacja przypominała już wojnę domową,
a przywódcy społeczności sunnickiej ostrzegli przed niebezpieczeństwem
wybuchu wojny totalnej. Tajne amerykańskie raporty mówiły, że
powiązane z szyitami irackie siły bezpieczeństwa zabijały wówczas
więcej Irakijczyków (sunnitów) niż terrorystów. W praktyce irackie
siły zaprzestały walki z terrorem, a całkowicie zaangażowały
się w walki religijne. Aby uspokoić całą sytuację, najwyższy
duchowy przywódca Iranu ajatollah Ali Chamenei wezwał irackich
szyitów, aby nie mścili się za atak na meczet w Samarze. Niewiele
to jednak pomogło. Sytuacja wymknęła się już spod kontroli.
Szyicka przemoc w naturalny sposób doprowadziła
do radykalizacji sunnitów, za którymi ukrywała się organizacja
terrorystyczna Al-Kaida w Iraku. Musimy przy tym pamiętać,
że Amerykanie od 2001 roku prowadzili globalną wojnę z terroryzmem,
w której celem numer jeden była właśnie Al-Kaida. Właśnie
dlatego Amerykanie inspirowali działania irackiej armii przeciwko
Al-Kaidzie, i aktywnie wspierali wszystkie takie operacje.
W dniu 7 czerwca 2006 roku w amerykańskim nalocie w pobliżu
Bakuby zginął przywódca Al-Kaidy w Iraku Abu Musab al-Zarkawi
i jego duchowy doradca szejk Abd Al-Rahman. Przywództwo nad
grupą natychmiast objął egipski terrorysta Abu Hamza al-Muhajir.
Dokumenty znalezione w sejfie Zarkawiego wskazały, że Al-Kaida
próbowała sprowokować Stany Zjednoczone do ataku na Iran, aby
w ten sposób ożywić sunnickie powstanie w Iraku. Okazało się,
że Al-Kaida w Iraku posiadała czterostopniowy plan działania.
Pierwszym krokiem miało być wydalenie amerykańskich sił z Iraku.
Drugim krokiem miało być ustanowienie islamskiego kalifatu.
Trzecim krokiem miała być wielka fala dżihadu, która powinna
rozszerzyć się na kraje sąsiadujące z Irakiem i doprowadzić
do ostatecznego starcia muzułmanów z Izraelem. W ten sposób
w Iraku rodziła się koncepcja sunnickiej rewolucji islamskiej,
która miała posiadać swoje własne państwo wyznaniowe - kalifat.
Amerykanie zdali sobie sprawę, że ich siły
w Iraku znalazły się w potrzasku między szyitami a sunnitami.
Nie można było bezczynnie czekać na dalszy przebieg wydarzeń.
Należało podjąć starania o odzyskanie inicjatywy strategicznej
w regionie. Dlatego w lipcu 2006 roku amerykańskie siły rozpoczęły
operację w rejonie Bagdadu, której celem miało być ograniczenie
przemocy i przywrócenie porządku publicznego. Większość działań
operacyjnych przeprowadzano z użyciem irackich sił bezpieczeństwa,
wspieranych przez amerykańskie siły specjalne oraz lotnictwo.
Rządowe siły bezpieczeństwa reprezentowały jednak interesy szyitów,
stąd nie udało się powstrzymać czystek etnicznych. Szyici wykorzystali
operację wojskową do swoich interesów i przemoc religijna zamiast
zmaleć to wzrosła o 46%. W trakcie trwania tej operacji liczba
zabójstw na tle religijnym w Bagdadzie była najwyższa w historii.
----- ISLAMSKIE PAŃSTWO IRAKU ----
W odpowiedzi siły sunnitów zaczęły coraz
mocniej organizować się na prowincji i w dniu 13 października
2006 roku Al-Kaida w Iraku ogłosiła ustanowienia Islamskiego
Państwa Iraku (ISI). W jego skład weszło sześć sunnickich
gubernatorstw: Bagdad, Anbar, Divala, Kirkuk, Salah al-Din i
Ninawa. W rzeczywistości Al-Kaida w Iraku nie kontrolowała
większości tego obszaru, jednak propagandowo ogłoszono właśnie
taki rozmiar nowego islamskiego państwa. Emirem został ogłoszony
Abu Omar al-Bagdadi. Wezwano wszystkich sunnickich muzułmańskich
przywódców plemiennych do przyłączenia się do państwa islamskiego
"w celu ochrony naszej religii i naszego ludu, aby zapobiec
konfliktom i aby krew oraz ofiary naszych męczenników nie zostały
utracone".
Według raportów CIA, Islamskie Państwo
Iraku planowało przejąć kontrolę nad centralną i zachodnią częścią
kraju, aby przekształcić ten obszar w sunnickie państwo islamskie.
W ten sposób najbardziej bezkompromisowa frakcja islamskich
ekstremistów (Al-Kaida) zaczęła odgrywać coraz większe
znaczenie i wpływać na inne nacjonalistyczne irackie ugrupowania
oraz sunnickie milicje.
W dniu 23 listopada doszło do najkrwawszego
ataku od początku wojny w Iraku. Sunniccy terroryści użyli pięciu
samobójców, którzy zdetonowali samochody-pułapki w slumsach
miasta Sadr, zabijając 215 ludzi i raniąc kolejnych 257. W odwecie
szyickie milicje ostrzelały z moździerzy sunnicki meczet Abu
Hanifa w Bagdadzie oraz inne ważne sunnickie obiekty w mieście.
Nie mniej złożona sytuacja panowała na północy kraju, gdzie
Kurdowie wypędzili 100 tys. Arabów, a sunnici w odwecie wygnali
70 tys. Kurdów z Mosulu. W większości były to odwety za czystki
etniczne i krzywdy zaznane jeszcze za czasów reżimu Saddama
Husseina.
Sytuacja w Iraku całkowicie wymykała się
spod kontroli, a tysiące ludzi uciekało do sąsiednich krajów.
Już w październiku 2006 roku UNHCR oszacowało, że od
ataku na meczet al-Askari ponad 370 tys. Irakijczyków zostało
wysiedlonych, co doprowadziło do wzrostu liczby irakijskich
uchodźców do ponad 1,6 miliona. Stanowiło to olbrzymie wyzwanie
dla takich krajów jak Jordania i Syria.
----- "SZYICKI PÓŁKSIĘŻYC"
-----
Tymczasem wojna Izraela z szyickim Hezbollahem
w Libanie w 2006 roku, mocno zbliżyła Syrię z Iranem. Syryjski
prezydent Baszar al-Assad (ur w 1965 r.) był bardzo kontrowersyjnym
przywódcą, który miał trudności z utrzymaniem pozytywnych kontaktów
z innymi arabskimi państwami. Jedną z przyczyn tego było jego
świeckie i nacjonalistyczne podejście do koncepcji państwa oraz
władzy. Gdy w 2001 roku Stany Zjednoczone rozpoczęły globalną
wojnę z terroryzmem, Assad powątpiewał w istnienie organizacji
Al-Kaida. Sprzymierzył się jednak z Zachodem i udostępnił
dla agentów CIA syryjskie więzienia, w których przesłuchiwano
terrorystów Al-Kaidy. Assad jednak powoli zwracał się
w stronę Iranu, co doprowadziło Syrię do związania swojej doktryny
bezpieczeństwa z Teheranem i jego sojusznikami w regionie. W
swojej polityce zagranicznej Assad stał się otwartym krytykiem
Stanów Zjednoczonych, Izraela, Turcji i Arabii Saudyjskiej.
W ten sposób Syria skłócała się ze wszystkimi sąsiadami, i stopniowo
była coraz bardziej uzależniona politycznie oraz wojskowo od
Iranu. W czerwcu 2006 roku Iran i Syria podpisały porozumienie
o współpracy wojskowej przeciwko tak zwanemu "wspólnemu
zagrożeniu" przedstawionemu przez Izrael i Stany Zjednoczone.
Irański minister obrony Najjar powiedział wówczas: "Iran
traktuje bezpieczeństwo Syrii tak samo poważnie jak swoje własne
bezpieczeństwo, i uznajemy nasze zdolności obronne za syryjskie."
Zawarto także kontrakt na sprzedaż irańskiego uzbrojenia do
Syrii. W lutym 2007 roku prezydenci Ahmadineżad i Assad spotkali
się w Teheranie. Ahmadineżad powiedział, że oba państwa utworzą
sojusz w celu zwalczania spisku Izraela i Stanów Zjednoczonych
przeciwko światu islamskiemu.
W ten sposób Iran pozyskał ważnego strategicznie
sojusznika w regionie, a koncepcja "szyickiego półksiężyca"
zaczęła nabierać kształtu. W Iraku władzę sprawował szyicki
rząd, który posiadał do dyspozycji regularną armię szkoloną
i zbrojoną przez Stany Zjednoczone za irackie pieniądze. Z amerykańską
pomocą wojskową prowadzono walkę z sunnickimi przeciwnikami,
którzy stali na drodze do realizacji irańskich zamiarów. W Syrii
kształtował się coraz silniejszy sojusz polityczno-wojskowy.
Natomiast w Libanie od pewnego czasu coraz częściej przebywali
irańscy doradcy wojskowi. Prowadzili oni szkolenia wojskowe
ludzi Hezbollahu oraz pomagali w budowie podziemnych
bunkrów i fortyfikacji w pobliżu granicy z Izraelem. Większość
broni dostarczanej dla Hezbollahu pochodziła z Iranu.
Wartość tej pomocy wojskowej wynosiła średnio 50-100 mln dolarów
rocznie. Dodatkowo około 3 tys. żołnierzy Hezbollahu
przeszło szkolenie w Iranie, które obejmowało zagadnienia prowadzenia
wojny partyzanckiej, ostrzału artyleryjskiego i moździerzowego,
obsługę dronów bezzałogowych oraz konwencjonalne operacje bojowe.
W ten sposób kształtowała się szyicka potęga wojskowa przebiegająca
na linii Iran, Irak, Syria, Liban.
----- SYTUACJA W IRANIE -----
Przez cały ten czas Iran potajemnie prowadził
program jądrowy i towarzyszący mu program rozwoju rakiet balistycznych.
Z punktu widzenia analityków wojskowych, wszystko wskazywało
na to, że Iran dąży do uzyskania broni jądrowej i zdolności
przenoszenia głowic atomowych rakietami balistycznymi. W ten
sposób Iran zaczynał stanowić coraz bardziej realne zagrożenie
nie tylko dla regionu Zatoki Perskiej, ale także dla Izraela
i południowo wschodniej części Europy. Tymczasem 24 marca 2007
roku Rada Bezpieczeństwa ONZ przyjęła kolejną rezolucję,
która rozszerzała zakres sankcji nałożonych na Iran. Aby powstrzymać
kolejne sankcje, w lipcu 2007 roku Iran zgodził się na kontrolę
inspektorów MAEA. Inspektorzy stwierdzili, że w zakładzie
w Natanz działało 12 z 18 kaskad wirówek do wzbogacania uranu,
a udostępnione dokumenty umożliwiły zweryfikowanie obecności
zadeklarowanych materiałów jądrowych. Nie zdołano jednak zweryfikować
niektórych aspektów związanych z możliwością istnienia wojskowego
programu jądrowego w Iranie. Nakreślono jednak plan dalszej
współpracy, co było znaczącym krokiem do przodu. Pod koniec
października 2007 roku, szef Międzynarodowej Agencji Energii
Atomowej Mohamed El-Baradei oświadczył, że nie znaleziono
żadnych dowodów na rozwój broni jądrowej w Iranie. "Czy
znaleźliśmy materiał jądrowy, który mógłby z łatwością być wykorzystany
w broni? Nie. Czy widzieliśmy aktywny program zbrojeniowy? Nie."
El-Baradei wyraził także zaniepokojenie, że Stany Zjednoczone
koncentrują się na rzekomych zamiarach Iranu, zamiast na rzeczywistych
dowodach. Jedynym problemem pozostawały pewne ślady znalezione
na kilku urządzeniach, które jak się okazało pochodziły z Pakistanu
i nosiły ślady po pakistańskiej broni jądrowej. Natomiast amerykańska
agencja wywiadowcza swoje oskarżenia opierała na laptopie rzekomo
skradzionym z Iranu. Prawdopodobnie wszystko to razem wpłynęło
uspokajająco na Stany Zjednoczone, które przestały nalegać na
zaostrzenie sankcji.
Tymczasem jednak w Iranie pojawił się poważny
problem z utrzymaniem poziomu wydobycia ropy naftowej i gazu
ziemnego. Od dłuższego czasu przemysł wydobywczy i petrochemiczny
był zaniedbywany na rzecz wielomiliardowych inwestycji w projekt
jądrowy, który jak do tego momentu nie przynosił jeszcze żadnych
wymiernych korzyści ekonomicznych. Dodatkowym ciężarem były
sankcje gospodarcze, które w krótkim czasie doprowadziły do
kryzysu i dewaluacji irańskiej waluty. W 2005 roku za dolara
płacono 8 tys. riali, a w 2009 roku już 10 tys. riali. W niespodziewany
sposób kryzys pogłębił się w wyniku polityki zwiększenia dzietności
rodzin, którą wprowadzono kilkanaście lat wcześniej. W jej wyniku,
w ciągu siedmiu lat populacja Iranu wzrosła o 16 milionów ludzi.
Konsekwencją było pojawienie się niespotykanych wcześniej napięć
społecznych, których wspólną przyczyną był fakt, że gospodarka
nie dotrzymywała kroku rosnącej liczbie osób wchodzących na
rynek pracy. Wzrost poziomu bezrobocia wiązał się ze wzrostem
niezadowolenia społecznego. W kraju jednak zupełnie brakowało
kapitału, który poprzez inwestycje mógłby pobudzić różne gałęzie
gospodarki, natomiast sankcje uniemożliwiały napływ kapitału
zagranicznego. Z czasem niedoinwestowanie przemysłu wydobywczego
i petrochemicznego stało się tak bardzo widoczne, że brak paliw
na rynku wymusił wprowadzenie reglamentacji benzyny. Do takiej
sytuacji doszło w kraju, który posiada jedne z największych
na świecie złóż ropy naftowej i gazu ziemnego, a także bogate
złoża miedzi, złota i uranu. Posiadając takie naturalne bogactwa
Iran z łatwością mógłby być motorem regionalnego rozwoju, zabrakło
jednak mądrego zarządzania tym potencjałem. Islamską Republiką
nadal rządzili fanatyczni ideowcy, którzy niewiele rozumieli
z gospodarki rynkowej.
- Opracowanie na podstawie Wikipedia.
|