/2018 r./
W ostatnich dniach byliśmy świadkami kolejnej
rundy wymiany ciosów między Izraelem a palestyńskimi ugrupowaniami
terrorystycznymi ze Strefy Gazy. Obecnie wiemy już troszeczkę
więcej na temat okoliczności towarzyszących tym zdarzeniom,
dzięki czemu możemy lepiej zrozumieć powody, którymi kierował
się premier Benjamin Netanjahu przy podejmowaniu decyzji o zawieszeniu
broni.
--- Egipski plan ---
Na początku listopada 2018 r. światło dzienne
ujrzała najnowsza egipska inicjatywa pokojowa, którą dążyła
do wynegocjowania długotrwałego zawieszenia broni w Strefie
Gazy, a jednocześnie usiłowała doprowadzić do pojednania między
skłóconymi palestyńskimi frakcjami Fatahem a Hamasem.
Punktem kluczowym było uzyskanie przez egipski wywiad zgody
przywództwa Hamasu, by porozumiało się ono z innymi palestyńskimi
ugrupowaniami działającymi w Strefie Gazy, aby utrzymać obecne
zawieszenie broni z Izraelem. Stanowiło to spełnienie izraelskich
żądań - zachowanie ciszy i spokoju na granicy Strefy Gazy. Od
utrzymania spokoju Izrael uzależnił otwarcie przejść granicznych.
Równolegle były prowadzone rozmowy z przywództwem Autonomii
Palestyńskiej, które po raz pierwszy zgodziło się wesprzeć wysiłki
Egiptu zmierzające do osiągnięcia porozumienia w Strefie Gazy,
które ma być realizowane w trzech etapach przez okres sześciu
miesięcy.
Jak już napisaliśmy, punktem kluczowym była
zgoda przywództwa Hamasu na zawarcie porozumienia o utrzymaniu
rozejmu z Izraelem. Zgodziły się na to także inne palestyńskie
ugrupowania ze Strefy Gazy. W związku z tym, copiątkowe protestacyjne
marsze organizowane wzdłuż ogrodzenia granicznego miały być
ograniczone do odległości 400 metrów od granicy, przy czym Hamas
zobowiązał się do karania osób odpowiedzialnych za przemoc i
inne incydenty naruszające warunki zawieszenia broni. Palestyńskie
frakcje zgodziły się powstrzymać przemoc na granicy, a egipski
wywiad wysłał swoich oficerów by nadzorowali sytuację na miejscu.
Ten tymczasowy pierwszy etap miał obowiązywać
przez dwa tygodnie, podczas których Izrael sprawdziłby prawdziwość
palestyńskich słów - utrzymanie spokoju na granicy Strefy Gazy.
Od tego uzależnione było kontynuowanie dalszych negocjacji w
sprawie pojednania pomiędzy palestyńskimi frakcjami Fatah
i Hamas, co mogło umożliwić w dalszej przyszłości wypracowanie
stałego zawieszenia broni, otwierając także drogę do negocjacji
pokojowych pomiędzy Izraelczykami i Palestyńczykami.
W pierwszym etapie miały zostać wznowione
dostawy paliwa do Strefy Gazy. Są one opłacane przez Katar i
dostarczane poprzez Izrael, aby umożliwić normalne funkcjonowanie
elektrowni w Gazie. Pierwsze dostawy zostały zrealizowane, dzięki
czemu elektrownia wznowiła normalne działanie. Równocześnie
Izrael wznowił dostawy energii elektrycznej (120 MW dziennie)
umożliwiając przywrócenie normalnej działalności szpitali i
oczyszczalni ścieków. Dostawy energii mają być realizowane nawet
wówczas, gdy Autonomia Palestyńska nie będzie regulować rachunków
za dostawy prądu. Dzięki temu, w dniu 5 listopada 2018 r. Międzynarodowy
Czerwony Krzyż poinformował, że po raz pierwszy od wielu
miesięcy, ilość energii elektrycznej w Strefie Gazy umożliwiła
jej mieszkańcom na korzystanie z elektryczności przez prawie
16 godzin na dobę.
Równocześnie Izrael rozpoczął poszerzanie
obszaru połowów morskich do 12 mil morskich. Natomiast Katar
sfinansował wypłatę wynagrodzeń dla palestyńskich urzędników
w Gazie. W dniu 9 listopada 2018 r. wszystkim 27 tys. urzędnikom
(zatrudnionym jeszcze przez Autonomię Palestyńską) wypłacono
wynagrodzenia wraz z zaległymi pensjami za sierpień. Wypłaty
przeprowadzono za pośrednictwem oddziałów pocztowych w Strefie
Gazy. Środki finansowe pochodziły z dotacji 15 mln $ otrzymanych
z Kataru (była to pierwsza rata z obiecanych 90 mln $). I właśnie
w tym miejscu pojawiły się pierwsze poważne trudności, ponieważ
Hamas zatrudnił około 40 tys. różnego rodzaju urzędników,
którzy nie otrzymają wypłat z pieniędzy przekazywanych przez
Katar. Poinformowano ich, że o nich muszą zatroszczyć się władze
Hamasu. Wywołało to falę niezadowolenia w całej strefie.
Tak czy inaczej, realizacja pierwszego etapu
egipskiego planu ruszyła. Musimy jednak pamiętać, że w tym pierwszym
etapie najtrudniejszym elementem miało być przejęcie przez Autonomię
Palestyńską cywilnej odpowiedzialności za Strefę Gazy. Oznaczać
to miało przejęcie urzędów administracji w Gazie oraz pełne
zarządzanie lokalną gospodarką. Dla realizacji tego etapu dużym
ułatwieniem miały okazać się pieniądze Kataru, chociaż wywoływało
to głosy radykalnych środowisk, że "Palestyńczycy dali
się kupić".
W drugim etapie miała nastąpić modernizacja
elektrowni w Gazie, aby przebudować ją na zasilanie gazem ziemnym,
co zmniejszy koszty jej eksploatacji. Ponadto Izrael zobowiązał
się do zmodernizowania i rozbudowy energetycznych linii przesyłowych,
aby zwiększyć ilość energii elektrycznej dostarczanej do Strefy
Gazy do 150 MWE dziennie. Umożliwiłoby to przywrócenie normalnego
życia mieszkańców i pobudziło lokalną gospodarkę. Obszar połowów
został by zwiększony do 20 mil morskich. Zwiększony został by
także limit towarów przepuszczanych przez przejścia graniczne.
Dodatkowo miało zostać wprowadzone połączenie morskie przez
Cypr, które byłoby otwarte dla odprawy towarów i ruchu pasażerów.
Egipt ze swojej strony miał poprawić funkcjonowanie przejścia
granicznego Rafah i rozwijać lokalną gospodarkę, by tworzyć
nowe miejsca pracy i przywrócić normalne funkcjonowanie służby
zdrowia. Trudniejszym zadaniem miało być stopniowe przekazanie
władzom Autonomii Palestyńskiej pełnej kontroli nad siłami porządkowymi
w Strefie Gazy. Planowano, że na tym etapie miało zostać zniesionych
około 70% ograniczeń związanych z blokadą nałożoną na strefę.
Trzeci etap obejmował zainwestowanie 600
mln $ w odbudowę infrastruktury Strefy Gazy. Wtedy to miało
nastąpić stopniowe przekazanie militarnego skrzydła Hamasu
(Brygady al-Qassam) pod kontrolę palestyńskich sił bezpieczeństwa.
W międzyczasie miały odbyć się wybory parlamentarne, a następnie
zostać przyjęta nowa palestyńska konstytucja.
--- Brygady al-Qassam ---
W realizacji tego całego planu kluczową rolę
miało odegrać zachowanie się militarnego skrzydła Hamasu
- Brygad al-Qassam.
Powstały one w 1991 roku, i były wówczas
zainteresowane zablokowaniem negocjacji pokojowych prowadzonych
w Oslo. Brygady Izz ad-Din al-Qassam (bo tak brzmi ich
pełna nazwa) są uznawane za organizację terrorystyczną przez
Unię Europejską, Stany Zjednoczone, Australię, Nową Zelandię
i Wielką Brytanię. Według Brygad al-Qassam jej celami
są: "Aby przyczynić się do wyzwolenia Palestyny i przywrócenia
praw narodu palestyńskiego pod świętymi islamskimi naukami świętego
Koranu, Sunny (tradycji) Proroka Mahometa i tradycji władców
muzułmańskich, a uczeni wzmocnili swoją pobożność i poświęcenie."
Brygady Izz al-Din al-Qassam są integralną
częścią Hamasu. Podczas gdy są podporządkowane szerokim
celom politycznym Hamasu i jego celom ideologicznym,
mają znaczny poziom niezależności w podejmowaniu decyzji. Takie
rozdzielenie skrzydeł politycznych i militarnych, chroniło przywódców
politycznych Hamasu przed odpowiedzialnością za terroryzm.
Tożsamość i stanowiska członków tej organizacji
są w większości tajne aż do śmierci. Wszyscy terroryści Brygad
al-Qassam noszą charakterystyczne czarne kaptury, do którego
przyczepiona jest zielona opaska grupy. Brygady działają na
modelu niezależnych komórek, a nawet członkowie wysoko postawieni
często nie są świadomi aktywności innych komórek. To pozwala
grupie zachować konspirację i umożliwia odbudowę zniszczonych
komórek bez narażania całości organizacji.
Podczas gdy liczba członków jest znana tylko
dowódcom batalionów, izraelski wywiad szacował w 2014 roku,
że Brygady al-Qassam posiadają około 25 tys. członków.
Główne dowództwo znajduje się prawdopodobnie w podziemnych tunelach
pod szpitalem Shifa w Gazie. Cała organizacja podzielona jest
na sześć regionalnych batalionów, odpowiadających miastom w
Strefie Gazy: (1) Gaza, (2) Khan Younis, (3) Jabalya, (4) Beit
Hanun, (5) Beit Lahiya i (6) Rafah. Każdy batalion posiada własne
dowództwo, bazy szkoleniowe, oraz własne niezależne magazyny
broni i amunicji. Struktura działania polega na tym, że bataliony
dzielą się na mniejsze jednostki, którym podlegają określone
odcinki obrony Strefy Gazy. Liczą one około 15 tys. członków
"o różnym stopniu umiejętności i profesjonalizmu",
którzy są członkami wewnętrznych sił bezpieczeństwa Hamasu.
Pomiędzy tymi batalionami znajdują się rozproszone jednostki
specjalne, które stanowią twardy rdzeń Brygad al-Qassam.
Ich wielkość ocenia się na około 6 tys. członków, którzy przechodzą
szkolenie w stylu wojskowym, w tym szkolenie w Iranie i Syrii.
Ich wartość bojową można porównać do normalnych komandosów.
Są oni podzieleni na bataliony i rozproszeni wśród innych jednostek
w całej Strefie Gazy. Specjalizują się oni w wojnie partyzanckiej,
zaawansowanym ostrzale przeciwpancernym i snajperskim, ale także
w sabotażu, kamuflażu, walkach w tunelach i operacjach specjalnych.
Odrębną jednostką są komandosi morscy, których liczebność ocenia
się na około 4 tys. ludzi. Są oni szkoleni do przeprowadzania
złożonych operacji przeniknięcia drogą morską na terytorium
Izraela. W tym celu otrzymują oni profesjonalne wojskowe szkolenie,
w tym z nurkowania operacyjnego, obsługi różnorodnego uzbrojenia,
sabotażu morskiego (w tym ataki na statki i porty morskie).
O istnieniu tej jednostki oficjalnie poinformowano dopiero w
marcu 2014 roku.
Jako swoje uzbrojenie posiadają broń lekką
i granaty, improwizowane pociski rakietowe, moździerze, bomby,
oraz samobójcze pasy z materiałami wybuchowymi. Dzięki pomocy
Iranu, Brygady al-Qassam weszły także w posiadanie pewnej
ilości rakietowych pocisków przeciwpancernych Kornet-E,
Konkurs-M, Bulsae-2 (północnokoreańska wersja
Fagota), pociski 9K11 Malyutka i MILAN,
a także pocisków przeciwlotniczych MANPADS, SA-7B,
SA-18 Igla, i mniejszą liczbę SA-24 Igla-S przemyconych
z Libii.
Dla nas najważniejszym faktem jest to, że
Brygady al-Qassam zdecydowanie sprzeciwiły się egipskiego
planowi odbudowy Strefy Gazy. Przez wzgląd na podległość polityczną,
zaakceptowały one warunki rozejmu, jednak ich niezależność militarna
stwarzała potencjalne zagrożenie przeprowadzenia jakiś ataków
i zniweczenia wszystkich wysiłków na rzecz pokoju.
--- Izraelska operacja wywiadowcza ---
To właśnie dlatego, wieczorem 11 listopada
2018 roku grupa izraelskich komandosów przeniknęła w głąb terytorium
Strefy Gazy. Poruszali się oni cywilnym palestyńskim samochodem
i wszyscy byli w cywilnych ubraniach. Komandosom towarzyszył
oficer wywiadu wojskowego. Celem operacji było przeniknięcie
na obszar meczetu Shahida Ismaila Abu Shanab, położonego
w odległości 3 km na wschód od Khan Younis w południowej części
strefy, i podsłuchanie lub przejęcie informacji na temat działań
dowództwa Brygad al-Qassam. W tym momencie w meczecie
przebywał dowódca Brygad, Nur Barakeh.
Izraelska operacja niepowiodła się, gdyż
zespół komandosów został przedwcześnie wykryty i zmuszony do
wycofania się. Obecni na miejscu terroryści ruszyli w pościg
za nimi, usiłując uniemożliwić im dotarcie do granicy. W pewnym
momencie komandosi uczestniczyli w wymianie ognia z około 70
terrorystami. Mając odciętą drogę powrotu, oficer izraelskiego
wywiadu zdobył się na niespotykany akt odwagi. Ujawnił się,
ściągając na siebie ogień przeciwników. Dzięki temu pozostali
członkowie grupy mogli wydostać się z okrążenia. Wezwane na
pomoc siły powietrzne, przeprowadziły serię nalotów na terrorystów.
W atakach uczestniczyły samoloty wielozadaniowe F-16I
oraz helikoptery szturmowe Apache.
W starciu zginęło 7 palestyńskich terrorystów,
natomiast po stronie izraelskiej zginął oficer wywiadu (jego
ciało ewakuowano helikopterem), a jeden z komandosów został
ranny. Wśród zabitych terrorystów znajdował się dowódca Brygad
al-Qassam, Nur Barakeh, i jego zastępca Muhammed Al-Qara.
Należało się więc spodziewać odwetu.
--- Wymiana ciosów ---
W konsekwencji tego wszystkiego doszło do
gwałtownej wymiany ciosów.
W dniu 12 listopada odbyły się pogrzeby zabitych,
a następnie o godzinie 15 rozpoczął się rakietowy ostrzał terytorium
Izraela. Do Brygad al-Qassam dołączyły się inne palestyńskie
ugrupowania, takie jak Islamski Dżihad, Komitety Ludowego
Oporu i inne. Wymiana ciosów trwała nieco ponad 24 godziny,
podczas których ze Strefy Gazy wystrzelono 460 pocisków rakietowych
i moździerzowych.
W odpowiedzi izraelskie siły powietrzne zbombardowały
160 celów terrorystycznych w Strefie Gazy, powodując śmierć
21 ludzi. Stosowano metodę ostrzegania mieszkańców budynku,
który miał być zniszczony. Dopiero po uzyskaniu pewności, że
wewnątrz nie ma nikogo z mieszkańców, obiekt był niszczony przez
bezpośrednie trafienie precyzyjną rakietą. Metoda ta umożliwiła
zmniejszenie liczby ofiar wśród ludności cywilnej (większość
zabitych to terroryści). Nie chciano powodować niezadowolenia
mieszkańców Strefy Gazy, ponieważ rzeczywistym wrogiem są organizacje
terrorystyczne działające na tym terytorium. Przez cały ten
czas funkcjonowało także przejście graniczne Kerem Shalom, przez
które do strefy dostarczano paliwo i inne dobra. W ten sposób
Izrael okazywał swoją dobrą wolę i pragnienie utrzymania rozejmu.
Dzięki egipskiej mediacji wszedł on w życie o godzinie 17 w
dniu 13 listopada.
--- Konsekwencje ---
Decyzja rządu Benjamina Netanjahu o przyjęciu
zawieszenia broni doprowadziła do fali wielkiego gniewu wśród
mieszkańców przygranicznych izraelskich miejscowości i wiosek,
na które spadł grad palestyńskich rakiet. Spodziewali się oni,
że Siły Obronne Izraela podejmą zdecydowane działania
odwetowe i wkroczą do Strefy Gazy, ostatecznie niszcząc Hamas.
Decyzja o nierozpoczęciu nowej ofensywy naziemnej doprowadziła
do rozwścieczenia tych ludzi, którzy zaczęli palić opony i blokować
lokalne drogi. Demonstranci domagali się dymisji Netanjahu.
Twierdzili oni, że mają dość życia pod ciągłą groźbą pocisków
i innej działalności terrorystycznej, która praktycznie zrujnowała
im codzienne życie. Ci ludzie dobrze rozumieją, że jeśli rozejm
się nie utrzyma, to oni zapłacą tego największą cenę.
Tymczasem w Gazie, Hamas zaczął świętować
swoje zwycięstwo. Przywódcy Hamasu stwierdzili, że wystarczył
jeden dzień ostrzału rakietowego, by Izrael znalazł się w głębokim
kryzysie politycznym i musiał ustąpić. Podkreślono, że dymisja
Libermana jest uznaniem porażki Izraela i wysokiej niekompetencji
w obliczu palestyńskiego ruchu oporu. Na ulicach Gazy świętowano
zwycięstwo, natomiast na ulicach kilku izraelskich miast demonstrowano
bezsilną wściekłość i niezadowolenie z decyzji rządu.
Wyniki sondażu opublikowanego w środę wieczorem
przez izraelski kanał telewizyjny 2 pokazały, że 64% respondentów
stwierdziło, że Izrael powinien był kontynuować ataki w Strefie
Gazy, a tylko 21% poparło zawieszenie broni z Hamasem.
Według sondażu 49% respondentów uważało, że Hamas wygrał
ostatnią rundę w Gazie, tylko 14% stwierdziło, że Izrael wygrał,
a 15% uważało, że był remis. 74% respondentów stwierdziło, że
nie są zadowoleni z postępowania premiera Netanjahu, a 17% stwierdziło,
że są zadowoleni. 69% respondentów stwierdziło, że nie są zadowoleni
z pracy ministra obrony, a 19% wyraziło zadowolenie.
Tymczasem w mediach społecznościowych w Izraelu
krążyły różne sarkastyczne żarty, w których premier był przedstawiany
jako tchórz i jako lider, który nieustannie odkłada ważne decyzje.
Natomiast prasa zasugerowała czytelnikom, że premier podjął
decyzję o rozejmie ponieważ obawiał się, że następne rakiety
spadną na aglomerację miejską Tel Awiwu. Wywołało to jeszcze
większą falą protestów, doprowadzając demonstrantów do wyjścia
na ulice Tel Awiwu. Skandowali oni hasła, że Tel Awiw wcale
nie jest ważniejszy od Sderot.
Kryzys polityczny zaostrzył się, gdy minister
obrony Avigdor Liberman ogłosił swoją rezygnację i uzasadnił
swój krok, twierdząc, że decyzja Netanjahu była "kapitulacją
wobec terroru". Po odejściu Libermana, zmniejszona koalicja
rządowa dysponowała już jedynie 61-osobową większością w Knessecie
(120 posłów). Wcześniej rząd posiadał 66 mandatów w parlamencie.
Musimy jednak pamiętać, że Liberman wcześniej wielokrotnie podkreślał,
że jest przeciwny nowej wojnie z Hamasem. Tak więc, jego
rezygnacja musi być postrzegana jako próba ratowania zniszczonego
wizerunku i kariery politycznej.
Minister edukacji Naftali Bennett (przywódca
partii Bayit Hayehudi), również zaprzeczył, że podczas
obrad gabinetu bezpieczeństwa poparł decyzję o zawieszeniu broni.
Obrady gabinetu bezpieczeństwa trwały przez siedem godzin, podczas
których zastanawiano się nad możliwością przyjęcia rozejmu,
o który Hamas poprosił za pośrednictwem trzech różnych
pośredników (Egipt, Norwegia i przedstawiciel ONZ). Netanjahu
nalegał na przyjęcie rozejmu, czemu sprzeciwić się mieli ministrowie
Liberman i Bennett. Ostatecznie wydano końcowe postanowienie,
które niejednoznacznie przyjmowało zawieszenie broni, a równocześnie
dawało armii zielone światło do reagowania w razie potrzeby.
Okazało się, że nie było takiej potrzeby. Palestyńskie ugrupowania
utrzymały ciszę i spokój, wyraźnie nie chcąc rozpoczęcia lądowej
operacji Sił Obronnych Izraela w Strefie Gazy.
Naftali Bennett zażądał teczki ministra obrony,
w przeciwnym razie jego polityczna frakcja również opuści koalicję
rządową, tym samym doprowadzając do przedterminowych wyborów.
Opublikowany sondaż Instytutu Midgam ujawnił, że gdyby
wybory odbyły się dzisiaj, Likud uzyskałby jedynie 29
mandatów w Knesecie i bardzo mocno by osłabł. Z pewnością Netanjahu
nie mógłby już być premierem.
Wydaje się, że dla Netanjahu wybór Bennetta
byłby gorszy niż ogłoszenie przedterminowych wyborów. Oczywiście,
Bennett jest pełnoprawnym politykiem, który posiada otwarty
umysł, a jednocześnie młodzieńczy entuzjazm, ale jego ultimatum
jest dziecinne. Spodziewa się, że Netanjahu ustąpi, ale dla
premiera mogła by być to jedna kapitulacja za dużo. Po drugie
wydaje się, że Bennett jeszcze na to nie zasłużył, aby zostać
ministrem obrony państwa. Zwłaszcza, że zamiast utrzymywać stabilizację
i spokój, jedynie pogłębił kryzys i niepokoje w rządzie. I po
trzecie, co najważniejsze, Bennett nie jest jeszcze gotowy.
W przeciwieństwie do Liebermana, który wiedział, jak odróżnić
slogany polityczne od misji obronnych, Bennett uważa, że on
potrafi wszystko zmienić. I może to stanowić zagrożenie bezpieczeństwa
narodowego, o czym dobrze wie Netanjahu.
Następnego dnia Netanjahu podjął próbę obronienia
się przed głosami krytyki i podczas państwowej uroczystości
upamiętniającej 45. rocznicę śmierci byłego premiera Izraela
Davida Ben Guriona, powiedział, że izraelska opinia publiczna
nie dostrzega "ogólnego obrazu bezpieczeństwa Izraela".
Podkreślił, że organizacje terrorystyczne z Gazy błagały Izrael
o zawieszenie broni, a on nie może publicznie ujawnić wszystkich
szczegółów, ponieważ istnieją względy, które należy ukrywać
przed wrogiem. Jednak w rzeczywistości Netanjahu postanowił
zakończyć rundę w Gazie, ponieważ rozumiał, że kolejne dni wymiany
ciosów doprowadziłyby tylko do większej liczby ofiar, kolejnych
nieudanych operacji naziemnych w strefie, i dalszego wzrostu
rozczarowania wśród swego elektoratu.
Dlatego premiera poparli liczni eksperci
i komentatorzy, którzy stwierdzili, że obalenie reżimu Hamasu
pogłębiłoby tylko chaos w Strefie Gazy, a obecny stan rywalizacji
pomiędzy skłóconymi palestyńskimi frakcjami jest najlepszy dla
bezpieczeństwa Izraela. Wkroczenie do Gazy i obalenie Hamasu,
służyłoby jedynie Fatahowi i rządom Mahmouda Abbasa w
Autonomii Palestyńskiej. Oczywiście, Abbas domaga się od Izraela
by wszelkimi możliwymi środkami obalił Hamas, i na różne
sposoby usiłuje zaostrzyć sytuację w Strefie Gazy. Ograniczając
finansowanie Gazy pogłębia trudności życia mieszkańców strefy,
umożliwiając islamskim ekstremistom wykorzystywanie niewinnych
cywilów do własnych celów. To właśnie dlatego Abbas bojkotuje
Gazę i dąży do zrealizowania swego marzenia o zjednoczonej Palestynie
- na ziemiach Judei, Samarii i Gazy, ze stolicą we Wschodniej
Jerozolimie. Dlatego zaangażowanie się Izraela w lądową operację
wojskową w Gazie mogłoby przyśpieszyć realizację tych marzeń,
i również wskrzesiłoby tak zwane rozwiązanie dwupaństwowe. Jeden
palestyński rząd mógłby negocjować w imieniu zjednoczonego narodu,
domagając się utworzenia jednego palestyńskiego państwa.
--- Szerszy kontekst ---
Musimy zauważyć, że w ostatnim miesiącu wszystkie
strony zgodziły się na realizację egipskiego planu odbudowy
Strefy Gazy. Kwestia ewentualnego porozumienia między skłóconymi
palestyńskimi frakcjami była pozostawiona dalszym negocjacjom
prowadzonym w większości w Kairze. Czy takie porozumienie byłoby
jednak wogóle możliwe? Dla Fatahu prawdopodobnie oznaczałoby
polityczną śmierć, gdyż sondaże opinii publicznej wskazują,
że w wyborach parlamentarnych w Autonomii Palestyńskiej większość
może uzyskać Hamas. Z tego powodu, egipski plan mógł
być wprowadzony w swojej początkowej fazie, jednak jego dalszy
ciąg co najmniej pozostaje wielką niewiadomą.
W tym kontekście ważne jest także dostrzeżenie
faktu, że administracja prezydenta Trumpa nieoficjalnie popiera
zachowanie odrębnego podmiotu palestyńskiego w Strefie Gazy,
który podlegałby nadzorowi Egiptu i byłby w dużej mierze finansowany
przez Katar. Otworzyłoby to drogę do powolnego procesu przeobrażania
tej enklawy, a upływ czasu tworzyłby nowe perspektywy i nowe
możliwości.
Dla premiera Netanjahu angażowanie się w
operację lądową w Strefie Gazy było zupełnie nieopłacalne. Samo
zajęcie Gazy z punktu widzenia militarnego nie stanowi większego
wyzwania dla potężnej izraelskiej armii. Oczywiście wiązałoby
się to z wielkimi wydatkami budżetowymi i kosztami w postaci
strat w ludziach. Jednak największym problemem byłoby co zrobić
ze strefą później? Kto mógłby zająć miejsce obalonego Hamasu?
I okazuje się, że w całym arabskim świecie nie ma nikogo chętnego
do wzięcia odpowiedzialności za ten niewielki skrawek ziemi.
Z pewnością taką sytuację wykorzystaliby ekstremiści, wiążąc
izraelskie siły na wiele lat w Strefie Gazy. Izrael już to przerabiał
i w 2005 roku jednostronie wycofał się ze strefy. Dla Izraela
organizacje terrorystyczne działające w Gazie nie stanowią zagrożenia
egzystencjalnego. Problem jej kryzys humanitarny mieszkańców
strefy, i to właśnie dlatego podejmowane są wysiłki podobne
do obecnego egipskiego planu.
Netanjahu najwyraźniej nie chciał związania
znacznych sił wojskowych swojej armii w Strefie Gazy, podczas
gdy realne egzystencjonalne zagrożenie dla Izraela znajduje
się na północy. W Libanie swoją infrastrukturę wojskową rozbudowuje
Hezbollah, który już dysponuje arsenałem 140 tys. pocisków
rakietowych. Wśród nich są rakiety dalekiego zasięgu, mogące
dotrzeć do prawie każdego miasta w Izraelu. W Syrii swoją obecność
umacnia Iran, który korzystając z rosyjskiego poparcia rozbudowuje
szyickie milicje. Ich liczebność ocenia się na 80 tys. ludzi.
W większości są to dobrze uzbrojeni żołnierze, którzy zdobyli
bojowe doświadczenie podczas wojny domowej w Syrii. I to jest
rzeczywiste zagrożenie dla Izraela.
Ponadto, Iran wykorzystuje swoje wpływy w
Hamasie i Islamskim Dżihadzie, by kontynuować
nieustanną kampanię terroru wewnątrz Izraela i na terytoriach
Autonomii Palestyńskiej. Z tego powodu Izrael musi angażować
duże siły wywiadu oraz armii w działania antyterrorystyczne,
dzięki czemu udaje się utrzymać względną stabilizację i spokój.
Jednak izraelskie przywództwo zdaje sobie sprawę, że Iran posiada
możliwość wszczęcia wojny przeciwko Izraelowi - wojny, która
toczyłaby się na trzech frontach jednocześnie - (1) w Libanie
i Syrii, (2) w Strefie Gazy, i (3) w Autonomii Palestyńskiej.
Dlatego Siły Obronne Izraela nieustannie ćwiczą i rozbudowują
swoje zdolności operacyjne, aby być przygotowane na każdy scenariusz
wydarzeń.
I taki jest szerszy obraz bezpieczeństwa
Izraela, o którym w swoim wystąpieniu mówił premier Netanjahu.
Co to może oznaczać dla najbliższej przyszłości
Izraela? Oznacza to, że Netanjahu może nie mieć innego wyjścia,
jak tylko dokonać szybkich wyborów w ciągu 90 dni od decyzji
o rozwiązania Knesetu, gdzieś pomiędzy końcem lutego a początkiem
marca 2019 roku. Tymczasem jednak Netanjahu oświadczył, że nie
jest zainteresowany ogłaszaniem przedterminowych wyborów i że
chce utrzymać stabilność rządu oraz koalicji w obecnym składzie.
Trwa więc wielka partia politycznych szachów, i jedyne co możemy
zrobić, to poczekać na rozstrzegnięcia.
- Opracowanie na podstawie Arutz Scheva.
|