/27.04.2021/
Tocząca się kampania wyborcza w Autonomii
Palestyńskiej pokazuje, że kończy się pewna epoka, a przyszłość
jest bardzo niepewna.
Do kampanii przystąpiło trzydzieści sześć
partii politycznych. Jest to ogromna liczba kandydatów, z których
każdy musiał zapłacić wielką osobistą cenę, aby kandydować.
Kandydaci w Autonomii Palestyńskiej muszą zrezygnować z pracy
zawodowej, za wyjątkiem przypadków, gdy pracują w sektorze publicznym.
Tym samym ryzykują, że w przypadku przegranej w wyborach, nie
będą mogli powrócić do pracy. Mogą również spodziewać się szeregu
sankcji administracyjnych i społecznych za ich przynależność
polityczną. Na przykład: pojawienie się ich nazwiska na liście
zbuntowanych kandydatów Fatahu może mieć dla nich poważne
konsekwencje w przyszłości.
Dla Palestyńczyków te wybory są niezwykle
ważne, o czym najlepiej świadczy fakt, że 93,3% uprawnionych
osób zarejestrowało się. Oznacza to, że w społeczeństwie rośnie
świadomość polityczna i pragnienie zakończenia niekończących
się walk wewnętrznych. Coraz więcej Palestyńczyków wyjeżdża
za granicę, gdzie ubiega się o status uchodźcy, jednak wiele
krajów przyjmuje ich, odmawiając przyznania im tego statusu,
a tym samym pozbawia ich pomocy socjalnej - zmuszając do pracy
i asymilacji. Ci, którzy pozostają, żyją w poczuciu, że są obywatelami
drugiej kategorii. Na tym etapie konieczne są nie tylko reformy
Autonomii Palestyńskiej, ale całkowita przebudowa społeczeństwa
palestyńskiego, nie tylko pod względem politycznym, ale także
gospodarczym, społecznym i kulturowym. Musi nastąpić prawdziwy
rozdział władzy, zwłaszcza w odniesieniu do sądownictwa, które
stało się całkowicie podporządkowane władzy wykonawczej. Konieczne
są więc zmiany.
Ale są też tacy, którzy chcą zachować obecny stan rzeczy, gdyż
w ten sposób chronią własne interesy. Dla innych, im gorsze
jest położenie społeczeństwa palestyńskiego, tym lepiej - gdyż
tym łatwiej jest oddziaływać na ludzi ideologią wzywającą do
walki o wolność. W ten sposób niektórzy usiłują zrealizować
swoje ambicje polityczne. Tak czy inaczej, jest to początek
końca pewnej epoki w polityce palestyńskiej. Nikt nie może powstrzymać
nadchodzących zmian.
Spośród trzydziestu sześciu partii politycznych
walczących o miejsca w następnym palestyńskim parlamencie, cztery
są szczególnie interesujące. Wywodzą się one ze wspólnego pnia
al-Fatah. Oficjalna lista wyborcza Fatah jest
prowadzona przez obecnego przewodniczącego Mahmouda Abbasa.
Obok znajduje się lista utworzona przez Marwana Barghoutiego,
który odsiaduje w Izraelu kilka wyroków dożywocia za terroryzm.
Kolejną jest lista, na czele której stoi Mohammed Dahlan, zajadły
antagonista Abbasa, który mieszka w Zjednoczonych Emiratach
Arabskich i ma poparcie emirackich elit. Widać więc rozpad partii
Fatah, co prawie zapewnia Hamasowi zwycięstwo,
którego ani Izrael, ani Abbas nie są gotowi zaakceptować. Hamas
jest przekonany o swoich szansach na przejęcie kontroli nad
Zachodnim Brzegiem i Strefą Gazy.
Abbas jest już po osiemdziesiątce i ma bardzo
słabe zdrowie. Oznacza to, że wybór nowego przywództwa jest
sprawą nie tylko konieczną, ale wręcz bardzo pilną. Jest to
kwestia demokratycznego przekazania władzy, aby uniknąć wewnętrznych
walk i rozpadu Autonomii Palestyńskiej. Jednak ryzyko zwycięstwa
Hamasu jest zatrważające. Dlatego Izrael pozostawił Abbasowi
otwarte drzwi, aby w razie potrzeby mógł odroczyć wybory na
czas nieokreślony. Uczyniono to poprzez odmowę prawa udziału
w wyborach dla arabskich mieszkańców wschodniej części Jerozolimy.
Abbas powiedział, że nie pozwoli na przeprowadzenie
wyborów, jeśli Izrael odmówi prawa głosu tej części jego okręgu
wyborczego. Dla Abbasa wycofanie się z jego żądania byłoby równoznaczne
z uznaniem decyzji byłego prezydenta USA Donalda Trumpa, który
uznał Jerozolimę za stolicę państwa Izrael. Ze swojej strony
Hamas oskarża Abbasa o szukanie jakiejkolwiek wymówki,
aby tylko uniknąć upokarzającej przegranej w wyborach. Wszystko
to łączy się z wybuchem fali przemocy w ostatnich tygodniach,
z zamieszkami w Jerozolimie i ostrzałem rakietowym ze Strefy
Gazy. Hamas w ten sposób sygnalizuje, że jakiekolwiek
przesunięcie terminu wyborów, skutkowałoby niestabilnością na
wszystkich frontach.
Jeśli Abbas odwoła wybory, to całą winę i
odpowiedzialność zrzuci na Izrael. Hamas, który straci
swoją okazję do przejęcia władzy na Zachodnim Brzegu, będzie
próbował wywołać dalsze starcia między Izraelczykami i Palestyńczykami
w Jerozolimie, a także prawdopodobnie wznowi ostrzał rakietowy
izraelskich społeczności. Gdy Hamas wystrzeli własne
rakiety, przyłączą się do niego inne frakcje w Gazie. To zmusi
Izrael do podjęcia działań odwetowych, które prawdopodobnie
będą znacznie surowsze niż zwykłe ograniczenie strefy połowowej
w Strefie Gazy.
Izraelczycy powinni przygotować się na eskalację
przemocy, ponieważ spór polityczny między Abbasem a Hamasem
wymusi zapłacenie ceny. Czeka więc nas dynamiczny czas wielkich
zmian w Autonomii Palestyńskiej, które tak czy inaczej muszą
nastąpić. Sprawą niezbędną jest, aby te zmiany nastąpiły w dobrym
kierunku, na czym wszyscy mogą wiele skorzystać. Przeciwko tym
dobrym zmianom stoją ekstremiści i radykałowie, z Hamasem
i Islamskim Dżihadem na czele. Za nimi ukrywa się Iran,
z morderczym pragnieniem zniszczenia Izraela.
Siły Obronne Izraela nie są zainteresowane
eskalacją. Kolejna runda walk w Strefie Gazy przyniesie tylko
marginalne korzyści, a po zakończeniu wymiany ciosów znajdziemy
się w tej samej pozycji co teraz. Premier Benjamin Netanjahu
nie jest zainteresowany eskalacją. Spokój na terytoriach palestyńskich
jest jednym z jego największych osiągnięć. Ułatwia to rozmowy
z arabskimi państwami i pozwala na skupienie się sił zbrojnych
na zagrożeniu ze strony Iranu. Eskalacja może jednak przyjść
nagle i bardzo szybko.
Według Palestyńczyków, Izrael dąży do zmiany
status quo w Jerozolimie, w szczególności obszaru meczetu Al-Aksa
na Wzgórzu Świątynnym. W ostatnich latach kwestia meczeu al-Aksa
była jedyną, która zdołała poruszyć Palestyńczyków, wywołując
powszechne protesty od Umm al-Fahm po Gazę.
Zbliżamy się do punktu, w którym dążenie
Izraela do zachowania status quo zaczyna nabierać ceny. Mapa
polityczna Autonomii Palestyńskiej próbuje się zrewidować, a
konsekwencje mogą być złe.
- Opracowanie na podstawie Arutz Scheva.
|